... bo byłam tam.
Darmstadt. Sympatyczne niemieckie miasto, choć jak widać określenie
niemieckie można różnie rozumieć. I sympatyczny wyjazd służbowy. Miły i -
hurra - sensowny, bo z tym różnie bywa.
Tylko końcówka gorsza, bo prawie biegłam za samolotem - z powodu długiej
kolejki, konieczności płacenia za nadbagaż ledwo się
"za-check-in-owałam", potem jeszcze kontrola, pasek w kieszeń, spodnie w
garść i biegieeeem! I jeszcze paszport - bez kolejki, bo biegnący za
mną Niemiec krzyczał, żeby tych do Krakowa puścić i bieg sprintem przez
płytę i wreszcie lot. I ta prośba - Boże, proszę, żeby było bezpiecznie, na mnie czeka dziecko w domu. I wdzięczność, że tak, jestem w domu.