sobota, 11 listopada 2006

Nie było mnie tu...

... bo byłam tam.






Darmstadt. Sympatyczne niemieckie miasto, choć jak widać określenie niemieckie można różnie rozumieć. I sympatyczny wyjazd służbowy. Miły i - hurra - sensowny, bo z tym różnie bywa.
Tylko końcówka gorsza, bo prawie biegłam za samolotem - z powodu długiej kolejki, konieczności płacenia za nadbagaż ledwo się "za-check-in-owałam", potem jeszcze kontrola, pasek w kieszeń, spodnie w garść i biegieeeem! I jeszcze paszport - bez kolejki, bo biegnący za mną Niemiec krzyczał, żeby tych do Krakowa puścić i bieg sprintem przez płytę i wreszcie lot. I ta prośba - Boże, proszę, żeby było bezpiecznie, na mnie czeka dziecko w domu. I wdzięczność, że tak, jestem w domu.