Pierwsza operacja, pierwsza narkoza u mojego dziecka. Bałam się bardzo, na szczęście wszystko poszło dobrze, przepuklina usunięta, poziom obsługi i wsparcia bardzo wysoki, opieka absolutnie super, tak niesamowicie z sercem,
dzieciaki na ręce brali i zabierali na salę, oczywiście zabawka może
być (i tak Szymuś oddalił się z piłą w jednej ręce, a młotkiem w
drugiej), ale na początku ciężko bardzo, bo Szymcio się bardzo bał,
taka kupka nieszczęścia, najpierw stawiał opór w szatni, ale potem tylko
leżał i płakał i "weź mnie stąd, tu jest okropnie". Szczęśliwie
niezawodny Franklin pomógł, a potem już go jakoś ukoiłam. Wspomniana
opieka - przeciwbólowy + głupi jaś podany w wodzie z sokiem malinowym,
sok pani dr miała do pokazania, nawet dała Szymowi trzymać. Potem
zasypiał - to jest myślę fajne dla dziecka, że mama jest cały czas aż
zaśnie, ale niełatwo na to patrzeć powiem szczerze, takie odpływanie,
jednak nie wygląda na zasypianie normalne. Budzenie już inna bajka,
znacznie lepiej szło, jakby się budził z oporem i trochę z płaczem, ale
minimalnie. Potem już w ogóle super, bawił się, pojechaliśmy do domu i
domu tylko trochę taki oszołomiony.
Po południu już chodził i rozrabiał.
Starszaki wpadły, obejrzały, że Szy w jednym kawałku i... wróciły, bo stanu normalego:
Mamusiuuuu, bo pani z angielskiego pytała, czy chciałbym wziąć udział w konkursie recytatorskim. (tak, po angielsku. Po polsku też bierze udział, a jak).
Mamuniuuuu, bo w piątek jest ten konkurs kolęd w innych językach i p. G. pytała, czy ja bym chciała - to Julia. Mentalne AAAAAAAAAA i spokojne pytanie:
w jakim jezyku chcesz? Po niemiecku. A tu ja jeszcze chrypiałam rozpaczliwie, no ale zaczęłyśmy Schlittenfahrt. Na szczęście dla mnie konkurs odwołano.