niedziela, 31 grudnia 2006

i

i była też trólewna... Siajo przytulony do Lali wyprzedza kołysankę. Co wcale nie znaczy, że zaraz zaśnie:).

A rano taki był monolog:
Tatuś pać, lampa zgasiła, sionko stało, z jóśka swojego, lampa zgasiła, LAMPA ZGASIłA.

Tatuś pojął w końcu aluzję, wstał i pyta, co z tego wynika.
Siajo duziego jóśka, maje tejaś nie moźna, puśka jeś.

Cóż mamy "kjopot" i to wcale nie mały. Otóż, aby oduczyć Siaja przenoszenia się do nas w środku nocy, ustalone jest, że jak jest ciemno, to śpi u siebie. Ale dnia przybywa... I co teraz?

(Aczkolwiek dziś spał aż do 7.40, z przerwą na nocnik ofkors).

piątek, 29 grudnia 2006

29.12

Spadł śnieg. Mama budzić i śnieg Siajowi pokazać. - poranne polecenie. Potem saneczki i Siajo jobi bajwana w ogjodzie swoim. Wszystko musiało być zgodne z klasycznym wzorcem: miotła, oćka, noś, guziti. A potem nie było szans wrócić do domu, bo Siajo jobi bajwanowi ciaaapkę.

***
A ja dziś kiepsko trochę. Niestety nie wszystko jest tak, jak by się planowało. A ja ciężko przyjmuję takie lekcje. Ale staram się odegnać lęki i nie poddawać się.

***
I być może staram się zostać wyrzuconą z pracy. Chowam się bowiem mailowo:)). Ale podpisałam umowę, nie cyrograf na pracę wciąż i wciąż. A że szefowa tak pracuje? Cóż. Więc buntujemy się z koleżankami. I pomyśleć, że ja NIE pracuję w korporacji. Wcale a wcale.

środa, 27 grudnia 2006

Opowieść świąteczna

Miałam takie obawy, że skoro tak czekałam na te święta, to nie będzie tak dobrze. Ale było. Było bajkowo po prostu. Radość Malucha, że wszyscy w domu - Dużo judzi jeś, rozpromieniona buzia na widok prezentów pod choinką.
Prezenty były na raty. Najpierw po wigilii, potem jak doszli rodzice Ł., a część w drugi dzień Świąt. Siajo z Tatą wyjmowali je spod choinki i Mały roznosił je każdemu. Byłam w szoku - uznawał, że prezenty są dla wszytskich, a swoje odkładał, że rozpkaujemy później. Ofiarodawcy mogli też się cieszyć, śmiał się na widok każdego prezentu.
A kościele jest szopka, więc msze bez większego kłopotu.
A ja bez prac, bez komputera.
Pięknie.
A tu, w wigilijny poranek Maluch ambitnie robi ciasto na makowiec. Potem zapytany, kto robił dane ciasto bez wahania mówił Siajo, a dopytywany dodawał już bez takiej pewności chiba mama, chiba babcia.


A tu zadziwienie choinkowe.


I parę innych ujęć świątecznych.


A ja mam jescze takie malutkie życzenie. bardzo proszę mnie obdarować.

sobota, 23 grudnia 2006

A więc...

... Święta. I niech będą najpiękniejsze. Tego sobie i wszystkim życzymy.





Mitołaj przyniósł choinkę ("się ubrała, gdy siajo spał). Mitołaj do spółki z aniołkami przyniesie prezenty. Wszystko robi się dwa razy lepiej, gdy widać zadziwienie i zachwyt na małej buzi.
A tu... też Mikołaj :).

poniedziałek, 18 grudnia 2006

Dwa lata temu

Dwa lata temu jeszcze nie byłam do końca pewna, ale miałam już silne przeczucie, jak mówił mój dziadek, że tego dnia poznamy z Ł. Nasze dziecko. Płci wcześniej nie znaliśmy. Ale dla dziewczynki imienia nie uzgodniliśmy. Za to dla Siaja tak :)).
I tak było. Świat zmienił się na zawsze.

czwartek, 14 grudnia 2006

Samoocena

Samoocena fatalna, samopoczucie też chwilowo kiepsko. Do świąt 10 dni, a tu wciąż mi się dokłada rzeczy do zrobienia. Ł. nie może mieć urlopu przed świętami, więc plan sprzątnięcia w czwartek i piątek padł. Zrobliśmy ambitnie listę i staramy się na raty. Nie jestem maniaczką porządków, ale trochę bym chciała. Na razie dziś wypraliśmy z Siajem :) ostatnią firankę i kapę na łóżko.
Ale lista dłuuuuga. Tylko prezenty prawie wszystkie.

Praca i szefostwo jakby oszalało. Co jeszcze można zmieścić w przyszłym tygodniu?

Trzy wigilie mam pracowo, na jednej była propozycja, żebym referat wygłosiła. Są ludzie, którzy zapomnieli, po co się przerywa pracę i że się ją przerywa kiedykolwiek.

22.grudnia robię egzamin. To nie mój pomysł, studenci chcą :)).

Ach i jeszcze impreza na niedzielę. Bo dwa lata temu, pamiętam, pamiętam, ależ miałam już dość. Nie wiedziałam, że za 4 dni poznam mojego Synka.

A Siajo otwiera z mamusią tendarz adwentowy, codziennie jedną czekoladkę i powtarza sięta idą .

I jeszcze przerywa czasem zabawę i mówi:
Tocha Siajo mamę.
Jest dobrze, będzie dobrze.

sobota, 9 grudnia 2006

Pierniczki

Zachciało mi się zrobić pierniczki. Głównie dla Siaja ofkors. Mogło się okazać, że mu się nie podoba. Ale się nie okazało :)):
Faza wstępna:

Potem dalej:





Ach, jak świetnie się bawiliśmy:

A efekty też niezłe chyba :)).

środa, 6 grudnia 2006

Wieje

Poszliśmy na spacerek, ale wiatr nas zmęczył, więc tylko wyrzuciliśmy butelki do pojemników i wracaliśmy. Siajowi wiatr nie pasował, poinformował mnie, że jeje moćno, jąćki i upierał się przy niesieniu. W tej sytuacji dla mnie też wystarczył krótki spacer :)). Nie ma to jak halny.

Dziś ciąg dalszy Mikołaja. W sobotę był pierwszy - bo wujo musiał potem jechać.
Niebacznie zaproponowałam zerknięcie przez okno, czy Mikołaj idzie i katastrofa. Maluchowi łzy leciały jak groch, on się boi, nie chce,
Nie chce tubka.
(Bo prosiliśmy Maja o kubek w zamian za stłuczony.)
Niedziećny Siajo jeś.
(To z kolei efekt informacji, ze św. Mikołaj przynosi prezenty grzecznym dzieciom.)

Kompromisem okazało się ustalenie, że Maj zostawi prezenty na polu i pojedzie do "swojego domku".

Teraz staramy się tematykę oswoić, aczkowiek po prezentach to Siajo przychyla się do zdania, że Maj dobji.
(Ale jak widzi obrazek w książeczce to prewencyjnie cofa się o krok).

Niemniej prezenty lubi. Nie tylko swoje...

Skarpetki są moje, ale na razie nie chce mi dać ich nosić... Małpki ostro są karmione bananami.

poniedziałek, 4 grudnia 2006

Pońciąć

Bilet kolejowy - 2,5 zł (+ benzyna dziadka, który nas podrzucił do sąsiadniej miejscowości).
Możliwość oglądania Siaja w pierwszej świadomej podróży pociągiem - bezcenna :)).

Siajo uwielbia pociągi. "Lokomotywa" to była pierwsza lektura. Więc ponieważ nie ma za bardzo okazji, to pojechaliśmy ekstra z miasta do miasta .
Najpierw kupiliśmy bilet. Potem Siajo poganiał pociąg i za nic nie chciał się ruszyć z peronu (proponowałam obejście stacji) Siajo cieka pońciąć .

Potem było jak w bajce. Co prawda nie da rady parowozu, ale konduktor na każdej stacji wołał :Oooodjaaaazd!!!.

A po drugiej stacji zaprosił nas do maszynowni. A maszynista pozwolił Siajowi kierować pociągiem.

I trąbił na wszystko, chyba głównie wróble strasząc.
Maluch praktycznie nie oddychał z wrażenia.
Potem nie chciał się rozstać ze stacją - nasia, maja (no duża to ona nie jest...).

Ale inne słupy też są fajne...

A na końcu pędziliśmy na kawę - dziadzio ciarną, mama biają .

piątek, 1 grudnia 2006

Idzie

Dąb idzie, idzie, idzie. Jeden. O dwa dąbie !.

Gołębie spacerowały sobie, uprzejmie w zasięgu wzroku Siaja.

sobota, 25 listopada 2006

Sobota

Dja ciebie coś mam, dja ciebie coś mam . Siajo był w ogrodzie uczestniczyć w karmieniu psa :)).


A to najnowsza pasja:

Normalnie zadziwiona jestem. Puzzle 30 kawałków i on je praktycznie sam układa (polecam super-puzzle za 10 zł z Biedronki). Nie wiem, jak to się ma do etapu rozwoju, ja jakoś nie byłam przygotowana, że on już to potrafi. Zabawy z dzieckiem robią się coraz ciekawsze. Zawsze było fajnie, ale teraz można wspólnie coś tworzyć (puzzle, historyjki rysowane - czyli Siajo mi zleca, co mam rysować i opowiada, co się dzieje).
A oto efekt:

Strasznie jestem z niego dumna:
-gdy tak umie tyle rzeczy,
-gdy sam je,
-gdy wyjmuje masło na maselniczkę i talerze nakrywa,
-gdy sam prosi panie w sklepach o bajona
-i za mnóstwo innych spraw.

piątek, 24 listopada 2006

Lubi

Siajo bardzo lubi jeść. Nieważne: żurek, ryba, kasza gryczana, jajo (o jajo to bardzo, bardzo, poza tym mozna stukać lub mieszać do jajecznicy - polecam tylko stawianie na łatwo zmywalnych powierzniach :)). Dziś placki ziemniaczane:




Dobje, dobje. Mama jobiła
Wypowiedzi Syna bywają ewidentnie pochwalne.
Poza tym dziś pierwszy raz powiedział : Mamusia .

środa, 22 listopada 2006

Paci

Siajo trzyma Teletubisia za nóżki, głową w dół i mówi:
Paci miś, paci, Siajo kjadał

Teletubiś potulnie patrzy, bo jako gumowy stworek ma małe szanse na protest. A podziwia puzzle na 30 kawałków, które Siajo ułożył prawie sam.

Potem Maluch komenderuje:
Psiuje Siajo
i demontuje puzzle. Następnie komenderuje, że teraz Miś kjada . Miś stosuje bierny opór, więc idzie jak po grudzie, ale przy pomocy mamy jakoś posuwamy się do przodu.

Na Mikołaja Siajo dostanie puzzle, bo mamy dwa i trochę mnie nużą tylko dwa obrazki za to układane kilka razy dziennie :)). Żartuję - bardzo lubię z nim układać.

poniedziałek, 20 listopada 2006

Poniedziałek

Poniedziałek - zestaw czynności porannych:
-wstać zrobić śniadanie,
- dwa razy ubrać Siaja, bo tym razem za późno zawołał Siusiu ,
- otworzyć bramę, ucałować tatę, wypuścić i zamknąć bramę,
(Nie wolno robić żadnych odstępstw od rytuału zamykania i otwierania. jest stałe miejsce do stania i machania. To samo przy jedzeniu. Broń Boże, jeśli ktoś zmieni miejsce... :)).
- nakarmić psa - Siajo podejmuje prawie udaną próbę podjedzenia troszkę.
- zamknąć psa,
- wyjaśnić, że nie ma już poziomek, malinek, jeżynek i truskawek. Próba przybliżenia koncepcji pór roku. Na razie tyle mamy : Jesiń jeś, zima idzie, domu czyli w zimie siedzimy w domku, ale to mnie nie do końca zadowala i Jato będzie, tjawki, ziomki - brawo, pięknie pojąłeś Synu, będą w lecie truskawki i poziomki.
- wrócić do domu, umyć zęby,
- sprzątnąć kuchnię - Ślicznie czysta, brawo - i Siajo entuzjastycznie klaszcze rączkami na naszą cześć. Ma zresztą ogromne zasługi. Najpierw przed śniadaniem przynosił rzeczy z lodówki, talerze, teraz odnosił i zamykał zmywarkę (potrafi też - jak się przekonałam w niedzielę - wyjąć masło na maselniczkę, sam odpakowuje i papierek do śmieci).
- i wreszcie Picie - soczek dla Malucha i kawa dla mamy. Uff. Jest super.

czwartek, 16 listopada 2006

6.45

Mama oćka ma !!!!
Chwilę po 6 Siajo rozpoczyna dzień, ja jeszcze dłuższą chwilę próbuję drzemać, po czym otwieram oczy.

W tygodniu Maluch czasem śpi do - ohoho - 7.40 albo 8.10. Zazwyczaj wtedy, gdy ja wstaję wcześnie. Ale praktycznie nigdy nie zdaża mu się to w weekendy.

Mama tapcie siukać. Mama iść, tam bajić

No to gooooooo:)).

P.S. w ramach rozrywki zaraz chyba pojedziemy do sklepu, bo hmm, nie ma śniadanta.

środa, 15 listopada 2006

Katastrofa

... była wczoraj. We wtorki wstaję bardzo wcześnie do pracy. Wstaję, a tu:

Siusiu

Oczywiście Ł. wstał (bo zawsze wstaje), ale Siajo zorientował się, że chcę iść.

Mama, nie, tu pojuś
Picie pomogło tylko na chwilę, potem znowu. Cichy szept Ł.
Mama idzie do pracy
I znowu płacz:
Nie pjaci, domu, Siaja domu, tu tu
Znowu idę, tłumaczę, daję jeszcze picie i w końcu Maluch rozpogodzony zasypia. Wychodzę o 6.00. Łzy w gardle. O 8.00 Ł. dzwoni, że Siajo wstał i już humor znowu jak zwykle świetny. Po wakacjach nie było problemów z moimi wyjściami, więc tym bardziej to mnie trzasnęło. Praca i dom, dom i praca. Temat-rzeka.

sobota, 11 listopada 2006

Nie było mnie tu...

... bo byłam tam.






Darmstadt. Sympatyczne niemieckie miasto, choć jak widać określenie niemieckie można różnie rozumieć. I sympatyczny wyjazd służbowy. Miły i - hurra - sensowny, bo z tym różnie bywa.
Tylko końcówka gorsza, bo prawie biegłam za samolotem - z powodu długiej kolejki, konieczności płacenia za nadbagaż ledwo się "za-check-in-owałam", potem jeszcze kontrola, pasek w kieszeń, spodnie w garść i biegieeeem! I jeszcze paszport - bez kolejki, bo biegnący za mną Niemiec krzyczał, żeby tych do Krakowa puścić i bieg sprintem przez płytę i wreszcie lot. I ta prośba - Boże, proszę, żeby było bezpiecznie, na mnie czeka dziecko w domu. I wdzięczność, że tak, jestem w domu.

czwartek, 2 listopada 2006

Jesień


Jesień najpierw była ładna i ciepła i wtedy było tak:



Potem była ładna i zimna i było tak:


A potem zrobił się halny i deszcz. A potem śnieg.

środa, 18 października 2006

Środa

Środa oznacza, że nie trzeba iść do "pjaci". Siajo prezentuje ostatnio przejawy etyki protestanckiej: osoba opuszcząca dom idzie albo do "Bozi" albo do "pjaci".

Teraz już toleruje, że wychodzimy, zwłaszcza, gdy to mama wychodzi. Niechętnie, ale jednak przyjmuje, że idę i niedługo wrócę.

***
Dziadek opowiada: I oglądaliśmy tę książeczkę (zwierząta i ich dzieci) i pytam go, co to jest:
-Konik mama
-A to?
-Konik Siajo.
-A tu?
-Tot mama (kot) i tot Siajo.
:))
Siajo zasadniczo przyjmuje, że inne dzieci mają inne mamy, ale widocznie jest to wiedza słabo ukorzeniona. Jak mama to i ja!

poniedziałek, 16 października 2006

Spanie

Spanie to zawsze była sprawa dość problematyczna. Tylko jako bardzo mały człowiek Siaju spał dobrze. Potem został skowronkiem. Nakładem dużej dozy desperacji (bo usypianie trwało już godzinę i dłużej) i konsekwencji (tak tak, nie łamię się) i cierpliwości (wchodzenie, głaskanie i tulenie, bo nie uznaję wypłakania się i wołania do padnięcia) nauczyliśmy go zasypiać w łóżeczku, samemu i spokojnie. Ale w nocy przychodzi do nas. I choć utrudnia to sen, to nie mam nic przeciwko. Bo uwielbiam jak posapując zarzuca mi łapki na szyję. I jak trzyma łapkę na policzku (to ulubiony gest przy piciu i zasypianiu). A cała ta myśl stąd, że dziś sen nie chciał przyjść. Z łóżeczka oczywiście nie wychodzimy, ale jak jest bardzo nie tak, to siadam i przysuwam twarz, aby mógł przytulić rączkę. I choć bardzo mi było niewygodnie tak z głową przycisniętą do szczebelków, to siedziałam. Bo w końcu kiedyś, niestety nie za długo, nie będzie mnie aż tak potrzebował. Więc korzystam :)).

czwartek, 12 października 2006

1.00

Od ponad tygodnia pisałam referat. Szedł jak po grudzie, co akurat nie jest dziwne, bo ja nie cierpię pisać i nigdy temat mi nie leży. Co akurat JEST DZIWNE zważywszy, jaką mam pracę. Ale wczoraj musiałam go już skończyć, żeby koleżanka go przed konferencją przetłumaczyła. I o 1.00 uznałam, że dość, resztę tekstów ewntualnie pzrejrzę i wstawię coś po przetłumaczeniu. Poszliśmy spać.

No i....

O 1.10 Siaju wstał i do 4.00 nie spał :(. Chyba mu było za ciapło (pierwsze grzanie wcozraj), ale w nocy nie byliśmy z Ł. tak inteligentni. I tak się w trójkę męczyliśmy.

Potem o 8.20 męczyliśmy się we dwójkę, bo Maluch mimo wszystko obudził się wyspany (teraz nadrabia):).

***
I jeszcze nocny monolog. Bo NAGLE I NIESPODZIEWANIE całe zdania lecą:

Ciemnio tejaś, jaśno potem bedzie. Potem jaśno bedzie, bedzie.

wtorek, 10 października 2006

Siusiu!!!

Odpieluchowywanie (ale słowo) jest trudne. Siaju już w domu i zagrodzie bez, a i pielucha na wyjazd wraca już nawet sucha i widać zyski po stronie świadomość i cena pampersów.

Drugą stroną nie jest to, że nie zawsze wychodzi - to drobiazg. Ani też nie to, że mamie nie zawsze wyjdzie idealnie posadzenie na nocnik lub pilnowanie spodni - to też drobiazg.

Z drugiej strony to jest problem, że siusiu nie jest tylko w ściśle wyselekcjonowanych dogodnych momentach.
- Siusiu! - i tata lub mama wyskakują z łóżka, jak na sprężynie (początkowo wzywał rano, teraz też w nocy),
- Siusiu! - przerywam jedzenie, rozmowę, czytanie, robienie obiadu, cokolwiek,
- Siusiu! - i wylatujemy z kościoła,
- Siusiu! - i matka żąda od ojca zatrzymania samochodu niezależnie od przepisów drogowych (ojciec jest bardziej oporny, uważam, że kompromis nam tu na zdrowie wychodzi),
- Siusiu! - i w procesie zasypiania jest przerwa.

Czasem mam myśl - dać pieluchę i z głowy. Ale Siaju już i z pieluchą woła.

Ale - tak naprawdę strasznie jestem z niego dumna. Ma rok i 9 miesięcy w końcu.
I nie nadużywa tego sposobu ściągania rodziców na ziemię (na razie).
I dziś historyczna noc - rano pielucha była sucha.

czwartek, 5 października 2006

Potam

- Potam nie ma. Siaju ma - zatroskana mina Syna nie pozostawia wątpliwości, że sprawa jest poważna.

Próbuję odpowiednio zareagować.

- Doszyjemy? Jutro?
- Potem!!! Dać! Dać, szić!!!

Udało się najwyraźniej, możemy spokojnie udać się ubrać piżamkę (pjamka) i położyć się spać.

[Hipopotam nie ma nóg, Siaju ma i trzeba koniecznie braki uzupełnić.]

Źle

Źle mi chwilowo. Bo u Ł. niespodziewanie taka sytuacja wyskoczyła, że nie wiadomo, czy z fajnej pracy nie zrobi się brak pracy, a on nic innego nie mógł zdecydować. Bo proszę proszę, ale Bardzo Ważna Sprawa nie chce się wydarzyć miło i romatycznie. Raczej trzeba będzie znowu liczyć i planować. Bo w mojej pracy, którą bardzo lubię, mam obawy, że mnie nie chcą. Wiem, że są ważniejsze problemy, wiem, że są tacy, którzy mają dużo gorzej. I trochę mi wstyd, że mi źle. Ale chandra jest. To nic złego prawda?

***

Siaju - rok i 9 miesięcy. Pieluchy w domu likwidujemy. Zostają tylko do spanie i na wyjście. Brawo:).

wtorek, 3 października 2006

Co

***

- Co to byjo? Co byjo to? - Syn spiewa i prowadzi konwersację sam ze sobą.

***
Pońdzie - trochę mi zajęło załapanie, co ma na myśli. Na szczęście dla niewyspanej matki, dziecko czasem demonstruje.
Spodnie:)

***
- Choć, choć, tu tu - monolog poranny.
Siaju miesza jaja na jajecznicę (z krzesła zdejmuję poduchę, poniżej kafelki, straty włąsne minimalne, dziecko wniebowzięte).
Tekst odnosi się do żółtek. Z nieznanych powodów nie poddają się Siajowej wizji świata i nie chcą się nabić na widelec.

poniedziałek, 2 października 2006

Fo

Wreszcie udało się coś wkleić:).


Siaju bardzo lubi pomagać. Nosi ze mną pranie, miesza jajka do jajecznicy, szoruje ściereczką. Tu niósł firanę mojej mamy. Firana ma 5 m, więc nieśli oczywiście razem. Wiem, że za jakiś czas mu to minie, na razie rozczula mnie jego zaangażowanie i chęci.

czwartek, 28 września 2006

Duzi

Kjebuś duzi - takie żądanie wyartykułował Siaju dziś przy śniadaniu.

No jasne - kto by jadł małe kanapeczki z serkiem, szynką i pomidorkiem, jak mozna dostać kromkę suchego chleba. Negocjacje zajęły nam chwilę, ale stanęło na tym, że Siaju je "mięsio duzie", czyli ma plasterek wędliny na swoim talerzyku, a mama daje małe kjebusie.

A propos talerzyka Siaju zmiata z niego to, co dostaje (parówkę, jajecznicę) i potem w trybie natychmiastowym oddaje. To samo dotyczy miseczki po serze. Wyraźnie nie trawi pustych naczyń. I brudnych: "Bjudne mama, bjudne. Mić, mić".

niedziela, 24 września 2006

Wycieczka

Pojechaliśmy ze Smykiem na Szyndzielnię. Kolejka linową. Najpierw trzeba było poczekać w kolejce (bardzo naiwnie myślałam, że ludzi nie będzie, bo ja tą górkę mam w kontekście nart), ale znieśliśmy to jakoś. Ale potem... Oczy szeroko otwarte i prawie nam Siaju nie oddychał. Jak już odetchnął to:

- Jidzie, jidzie mama!!!
- Tam siup siup!!!
- Jeden jeden (wagonik), dugi jidzie!!!

[Jak widać Siaju lubi komunikować się dokładnie. Ponieważ zadziwiająco często go NIE ROZUMIEMY - zwłaszcza, gdy chce czegoś NIEDOZWOLONEGO - to zazwyczaj nam powtarza informacje.]

Potem była górka i piwko (psst - tak robi syn na wzmiankę o ulubionym napoju taty i wuja) i znowu wagonik. I ponownie - zastygłe z zachwytu dziecko, a potem eksplozja emocji.

Potem pojechaliśmy na golonko. "Dobje". w ramach bonusu grała kapela tyrolska. I Siaju "tańci". Tańczył z zapałem i problem był tylko, gdy panowie robili przerwę... Trauma końca czegokolwiek trwa i ma się dobrze :)).

czwartek, 14 września 2006

Misie

Misie to Teletubisie. Stanowią w tej chwili największą pasję Smyka. Uczestniczy całym sobą.

- Hulajnogo Po, gdzie jesteś? - głos z telewizora za chwilę będzie mi się śnił w nocy.
- Siaju - podrywa się Smyk - Siaju siuka. I już patrzy za kanapę. Jak ostatnio sprawdzałam to hulajnogi tam nie było. Ponadto przewraca się, jak one się przewracają i płacze, jak się kończą. Walczymy z traumą końca odcinka, ale na razie ciężko.

W ogóle traumy końca są ostatnio na porządku dziennym - jak ktoś wychodzi lub - broń Boże - coś się nieodracalnie zepsuje. Jak pies nam przegryzł gumową piłkę, to cierpliwie przez 20 min. kleiłam :)).

Ponadto gadamy. Gadamy od świtu do nocy, a czasem i przez sen. Mała papużka powtarza wszystko. Zawsze słyszałam, że chłopcy są powoli, a tu 21 miesięcy i komunikacja na całego. Do tego miesiąca bowiem mówił sporo, ale nie używał czasowników. Teraz używa i nawet odmienia. Normalnie szok nagle takie rozmowne dziecko w domu.

Konferencja

Siaju jest chory. A ja muszę jechać na konferencję. Przedwczoraj była to jedna z przyczyn dołka na tle: Nic nie robię dobrze. Praca jak najszybciej, ale i tak mam sytuacje jak ta. I niestety nie mogę po prostu nie mogę teraz wystawić tych ludzi do wiatru. Drugi problem to jak szefowa oceni mój referat, do wieczora będę się denerwować teraz :(. A i tak juz go do soboty wiele nie zmienię przecież. Ojojojoj.

Na szczęście dziś jest już nieźle. Ale i tak jutro do lekarza pójdzie z nim babcia i dziadek. I ja naprawdę nie wiem (przy całej przyjemności, jaką im sprawia bycie z wnukiem), czy ja postepuję właściwie. Tyle osób musi nam (Ł. i mnie) pomagać (babcia, dziadek, niania, czasem i kuzynka), żebym ja mogła pracować. A zaległości mam tyle, że hoho. I prawie każdy wieczór przed komputerem trzeba.

Oj marudzę dziś. Więc dość. Konferencję zrobię, referat będzie, szefową przertwam. I wracam do domku :).

środa, 6 września 2006

Morze

Morze się nam bardzo podobało. Bo miało fale, ale przede wszystkim była plaża i można było robić baby. A robienie bab to wielka namiętność Siaja (tak maluch mówi o sobie, sam to sobie wykoncypował i trzyma się tego twardo). Poza tym były jiby na obiad. Moje malutkie i dość drobno wyglądające dziecko wcina 40 dkg rybki! Kiedys jadał ze mną, teraz dostaje swoją porcyjkę, bo inaczej mama by padła z głodu.

Uwielbia w zasadzie wszystko, nie przepada za marchewką i buraczkami, kocha kiszone ogórki, kaszę gryczaną, biały ser, jaja w każdej postaci, kalafior i przede wszystkim mięsio. Na imprezie rodzinnej w niedzielę zjadł mięsko z grila, potem farsz z papryki, pytam czy chce jeszcze, a on na cały głos "Mięsio". dziś rano byliśmy w sklepie, przed śniadanie, ekspedientkja ważyła nam wędlinę, a on pokrzykiwał "mniam mnia". Kiedyś w restauracji przerwa pomiędzy zupą a drugim daniem trwała jak dla niego zdecydowanie za długo, więc wołał za kelnerem "Pam!!! Mniam!!! Pjosię!!!". Duża presja. Sama ją odczuwam co rano robiąc śniadanie. NIGDY nie robię go dość szybko :)).

środa, 16 sierpnia 2006

Dino

Dino to duży dinozaur od babci T. Dino jest i stoi - zasadniczo nie robi wiele. Siaju (tak określa się Maluch) niezbyt często się nim interesuje. Ale gdy dziś robiłam obiad (ziemniaki, fasolka, jajko... hmm wczoraj było ziemniaki, kalafior, jajko), przyszedł i pokazuje Małą Białą Kuleczkę.

Jak się okazało Dino został Częściowo Wypatroszony.
Cóż. Podjęłam próbę przeciwdziałania Kontynuacji. Jak dotąd najlepszą metodą jest spektakularny lament. Ale - i dziś też tak było - oznacza to, że potem się chodzi, pokazuje paluszkiem i mówi "Oj ojoj, ojojoj".

sobota, 12 sierpnia 2006

Matka ...

...cyborg. Dialog:
- Czemu zdjąłeś rączki? Daj mamusia założy...

***
Teletubisie wchodzą do gry. Dziś oglądałiśmy kawałek i "Misie" jak mówi Maluch robiły "bam". No więc nasz Misiu też robił "bam" - wielokrotnie. W ogóle reaguje na nie bardzo żywiołowo. Dla dorosłego sa one raczej ciężkie do strawienia, ale jak patrzę na Malucha, gdy tak aktywnie ogląda i prawie ma łzy w oczach, gdy "Misie" znikają, to już się nie nudzę. Ale zasadniczo niezmiennie promujemy książki. Hitem jest "Uff" czyli "
Lokomotywa".

poniedziałek, 7 sierpnia 2006

Wakacje

Ach Ach jak było pięknie. Później powoli będę przywoływać, ale naprawdę super super. Urlop z moim mężem i synem to jest to, co tygryski lubią najbardziej. Niestety potem nostalgia powrotu, ale przecież ... będą następne wakacje :).

niedziela, 16 lipca 2006

Wakacje

Po wykończającej końcówce wreszcie urlop!!!! Jedziemy na Warmię i będziemy się świetnie bawić.

Klimat "Allo Allo" trwa. teraz jest "piynć". I wszystkiego jest piynć. Ewentualnie "tsi".

A tak naprawdę to mówienie ruszyło z kopyta. Powtrzamy jak papużka malutka. Więc nałożyłam embargo na różne słówka... Po tym jak usłyszałam 'piedliwe' (upierdliwe) hihi.

wtorek, 11 lipca 2006

Allo Allo

Klimat z "Allo Allo" wprowadza dźwięczne "bync" stosowane na zmianę ze znanym już "bam". Czekam na "Dziyń dybry".

*******

A dziś rano Maluch był z tatą w łazience. Zza drzwi słychać:
- Ojojoj ojojoj ojojoj
I Ł.:
- No 11 kg ważysz, nieźle.

Tylko nie wiem - martwił się, że za dużo, czy za mało?

*******
Ja w dołku ostatnio. Praca mnie bezsensownie ściga. Raz nowe uwagi do artykułu napisanego pół roku temu, a teraz już pora oddania, raz pomysł zebrania dziś o 16, a informacja wczoraj. I początkowo miało być o 13. A ja wolne mam i Misiu nie ma niani aktualnie, więc super. Zwłaszcza, że na to zebranie 2 godziny jazdy w każdą stronę. Ale udało mi się zwolnić. Niestety artykuły (bo jest i drugi) czekają.
Ale w niedzielę na wakacje. Warmia!!!

sobota, 8 lipca 2006

J jak

Jiby i jaby były dziś w sklepie. Jiby żywe, pływały w stawku, jaby plastikowe do postawienia w ogródku.

Zaba jest według Syna rodzaju męskiego, a więc Żab czyli Jab. Ponieważ raz jeden żab był w ogrodzie Smyk daje się skusić na poszukiwanie. Chodzi i woła "Jab! Jab!"

Jak na razie żaba chyba się nie zoriantowała, że to ją woła :). Ale ponieważ Smykuś generalnie optymistą jest (wyjąwszy ataki histerii buntu półtoralatka), to nie przejmuje się zbytnio brakiem jaba w ogrodzie. Zbiera jabłka, które spadły i starannie układa na stole.

poniedziałek, 3 lipca 2006

Zebranie

Ładna pogoda, a tu ZEBRANIE. I hit pracowy - w związku ze zmianami w ministerstwach NIE MAM KOMU WYSLAĆ SPRAWOZDANIA.
Takich sprawozdań nikt i tak nie czyta, a tu jeszcze do tego problem, że zniknął departament hihi.

czwartek, 22 czerwca 2006

Kawa

Leżymy sobie na łożku i pijemy - jedno z nas sok z butelki, drugie kawę.

Jedno kończy szybciej i zaczyna interesować się drugim (a jedynym już) dostępnym napojem. Drugie jeszcze nic nie podejrzewa.

Jedno wydaje "yyyyyyyyy" co ja optymistycznie zawsze tłumaczę na "Kochana mamusiu proszę dać mi....". Drugie spokojnie daje łyk -wiem wiem, dzieci chyba nie powinny pić kawy, ale ja piję mleko barwione na beżowo.

Jedno z nas wydaje przeciągłe "aaaaa".
Drugie liczy, że na tym koniec - lubi swoją kawę.

I w tym momencie małe rączki sięgają po butelkę, toczą walkę, żeby odkręcić i podają mi, równocześnie sięgają po filiżankę i nie da się ukryć - Maluch chce, aby mu przelac kawkę do butelki.
Nasze nieodrodne dziecko:)

niedziela, 18 czerwca 2006

1,5

Półtora roku!!! Naprawdę rewelacyjne półtora roku za nami. Każdemu kto mnie pyta, jak jest z dzieckiem polecam, bo jest po prostu super.

A jak jest teraz?

Pierwsze słowo rano to niezmiennie - Mniam.
Ostatnio obudził się, jak już byliśmy na nogach (wyjątek:)). Niosę Malucha do kuchni, oczka ledwo ledwo patrzą - ręka wędruje w stronę stołu - Mniam - i do buzi - Tam.

Mniam towarzyszy nam przez cały dzień. W zasadzie co widzi, to je. Na zdrowie:)

wtorek, 6 czerwca 2006

Tom

- Tom - powiedział Maluch wręczając mi inną książkę niż Tę Którą Aktualnie Czytałam.

- Ok - zgodziłam się posłusznie i zmieniłam lekturę.

Od zawsze mogę i lubię czytać więcej niż jedną naraz.

A służbowo to już w ogóle po kilka:)

środa, 31 maja 2006

Lepkie paluszki

Żaba ma lepkie paluszki.

Podobno jednak nie ma. Ale tak jest w książeczce, którą nabyłam Smykowi na lotnisku we Franfurcie. A nabyłam - zazwyczaj tego nie robię, bo on mnóstwo dostaje - bo spodobał mi się koncept. Jak lew ma grzywę, to jest futerko itd., książeczka jest o zwierzętach. Ale najlepsza jest żaba i jej lepkie paluszki. Bo Maluch brudzi się z zamiłowaniem, ale NATYCHMIAST potem żąda czyszczenia paluszków. I byłam ciekawa jak to będzie z żabą.

Nie zawiodłam się. Zachwyt i lekkie otrząsanie się. Mac mac i brr brr. Fascynujące.

***
A pomiędzy żabą, paluszkami itd. rozmowy np. z syndykiem i kuratorem w sprawie praktyk studentów...

poniedziałek, 22 maja 2006

Dmuchawce

Pokazałam Maluchowi, jak dmuchać dmuchawce.

I stworzyłam potwora. Potem już żadnemu dmuchawcowi nie przepuścił...

Sobota

Sobota była okropna. Nie do pojęcia, jak szybko z radosnego malucha może być biedne chore dziecko.

- On się dusi - wezwana lekarka była bardzo zaniepokojona już przez telefon,a jak zobaczyła Smyka to wcale się nie uspokoiła.

Leki, antybiotyk, inhalator. I lista objawów, z którymi natychmiast mamy jechać do szpitala.
I lęk.

Na szczęście po inhalacjach bardzo się poprawiło. Ale na ile to zobaczymy jutro, na kontroli. Tymczasem idzie ku lepszemu :)

niedziela, 14 maja 2006

Najbardziej

Najbardziej lubię, gdy Maluch zasypia obejmując łapkami moją twarz. Lub gdy pijąc głaska mnie po policzku.

Lubię też gdy chodzimy z Ł. na kawę i lody, a Maluch wcina mój jogurt i płatki z deseru.

I lubię jeździć z nim na basen.

I lubię wyjmować go z wanny po kąpieli, bo też się wtedy tak fantastycznie przytula.

wtorek, 2 maja 2006

W sklepie

Ponieważ w poniedziałek lało i nic innego nie chciało się zrobić, udaliśmy się do centrum hadlowego, gdzie jest smyk i empik i inne fajne sklapy. I kawiarnia. Maluch był niestety w nastroju ciężkim - bo ida czwórki. Tzn.: od euforii (podświetlana fontanna i udało się rękawki zamoczyć) do furii (zawsze, gdy nie może czegoś dostać, co AKURAT pilnie pragnie). I tak np. w empiku przerobiłam PO RAZ PIERWSZY rzucanie się na podłogę. Tzn. już tak robił, ale nie w miejscu publicznym.

W sklepie z butami babcia chciała mierzyć, więc zabawiliśmy dłużej. Misiu porwał taka dłuuuugą łychę do butó i z nia chodził. Więc po szczęśliwym nabyciu butów przez babcię rozpoczęłam negocjacje:

- Oddaj proszę, idziemy papa.
- Nie. (Treściwie się wypowiada, zwłaszcza, jak czegoś nie chce).
- Proszę...

W tym miejscu Maluch już uznał, że nic z porozumienia nie będzie i w nogi. Z łychą. Wyleciał ze sklepu, ja i Ł. za nim. Zabraliśmy łyżkę, Ł. poszedł z Misiem do fontanny, ja wracam, że by oddać.

Jak Misiu wybiegał, to żadnego wycia nie było. Ale jak wracałam to już owszem...

Mój tata swierdził, że Maluch jest za mały do czujników. Muszę to rozważyć na wypadek pięknych rzeczy u Kruka :).

niedziela, 23 kwietnia 2006

Święta

Fajne były. Misiu aktywnie uczestniczył w pieczeniu i gotowaniu.

Uwielbia działania kuchenne - stawiam wszystko na jego poziomie i razem wrzucamy, wlewamy, rozbijamy i mieszamy. Szczególnie lubi mieszanie. A jak składniki się już połączą i powstanie w miarę jednolita masa, to maluch bije brawo.

Wpadki - ofkors są - ostatnio przy robieniu sałaty ze śmietaną Maluch włożył do niej rączki, a potem posmarował mnie śmietaną. Skojarzyło mu się z kremem. A on DOSKONALE wie, jak się smaruje,`bo o poranku zawsze pędzi za mną do łazienki :).

***

Byliśmy z Misiem na święceniu. Gdy przed przejściem ksiedza podałam mu koszyk, Maluch wyjął chlebek i resztę święcenia spędził spokojnie zajadając :))

sobota, 8 kwietnia 2006

Pedagogika

Misiu jak już nie chce jeść, to mówi "nie' lub... stanowczo odpycha łyżkę. Czasami zawartość się wylewa...

1)Wczoraj odepchnął łyżeczkę z mlekiem i WYLAŁ MI NA SPODNIE. Nie żebym była AŻ TAK przeczulona na punkcie mojego stroju domowego czyli różnych wariantów spodni dresowych i koszulek, ale założyłam, że RACZEJ nie należy rzucać łyżeczkami. I mówię:
- Popatrz wylałeś mamie na spodnie i jest plama.

Misiu przejął się okropnie, bo on chwilowo BARDZO nie lubi jak coś jest brudne. Z brudną rączką od razu leci, a raz się rozpłakał, gdy pobrudził ręce sadzą. Jak coś wyleje się na krzesełko od razu chce ścierkę

[Uprzedzając - ja taka porządna nie jestm :)]

I teraz też - następne 10 minut co chwilę pucował mi portki:).

2) Dziś jak piliśmy kawę Maluch mieszał łyżeczką w garnuszku z mlekiem. I co jakiś czas trochę mleka SIĘ wylewało. I za każdym razem Misiu pędził do kuchni po ścierkę.

I nie szkodzi, że przyniósł ją za pierwszym razem i NIE odniósł. I tak biegał, wracał i wycierał.

Niestety poważnie wątpię, czy to zamiłowanie do porządku mu zostanie na długo. Chyba, że wdał się w Tatę. Bo jeśli w Mamę to raczej kiepsko...

środa, 5 kwietnia 2006

Buty

Misiu dostał nowe butki. Był tak bardzo przejęty, że prawie nie mógł zacząć w nich chodzić, tylko najpierw nieśmiało bardzo dotykał stopą podłogi. Potem oczywiście gonił jak zwykle :)

Potem nastąpił mały dramat - chcieliśmy butki zdjąć. Nic z tego, w obliczu potoku łez zostawiliśmy je do wieczora (bo butki są raczej na zewnątrz niż do domu). Na szczęście stojąc już przy wannie - z wodą, stateczkiem, kaczką z kaczuszkami, chłopkiem z lego, kubeczkami do polewania (3) i gąbkami (2), a także ładnie (jak co wieczór) ustawionymi szamponami, żelami pod prysznic i innymi rzeczami, które Misiu traktuje jak przygotowane przez kochanych rodziców zabawki - Maluch zgodził się zdjąć buty...

***
Nie czepiam się raczej kierowców, którzy czasem dość późno zmieniają pasy ruchu, żeby gdzieś skręcić, bo sama często mam problemy z orientacją. Ale jeśli przy wjeździe na rondo stoi się na LEWYM pasie, a potem skręca się w NAJBLIŻSZY zjazd, to jest to już lekka przesada, nie?

środa, 29 marca 2006

45 minut

45 minut i 2 butelki picia i dziecko usnęło. Spanie zdecydowanie nie jest mocną stronę Misia.

Czytam książki o uczeniu dziecka spać. Czytam i nie umiem tego zastosować. Ciepłe łapki obejmujące w nocy i radosny uśmiech rano, gdy po otwarciu oczu od razu są rodzice - mi chyba też by tego brakowało. Zadowala mnie, gdy Misiu przesypia w swoim łóżeczku większość nocy, potem spokojnie go biorę. Czy to dobrze, czy źle?

***
Praca i dziecko to temat przewodni. W zeszłą środę odbywam spotkanie na temat projektu i ziewam. Koleżanka pyta, czy znowu poranek był nasz. Opowiadam, że 4.30. Dwie ekspertki od projektu przysłuchują się rozmowie.

- Jak to tak ma być, to nie brzmi zachęcająco?

No pewnie, trudno, żeby SAMO niespanie zachęcało. Ale jak przekazać tą niesamowitą zmianę w życiu, która dla mnie akurat jest po prostu rewelacją?

***
I hit z rozmowy telefonicznej. Koleżanka opowiada, że ma teraz w pracy bardzo dużo pracy :)

- Wiesz, chciałabym już mieć dziecko (bo ponoć działają w tym kierunku), posiedzieć w domu i odpocząć :)) Hihi.

niedziela, 26 marca 2006

Etapy i fazy

Są różne fazy i etapy w rozwoju Misia. Teraz jest taki, że ciągle słyszę "nie".

I czasem jest bardzo ostry bunt. I JUŻ nie wiem co robić, a co będzie dalej? :)

Ale teraz`jest też tak, że jak go niosę po kąpieli, to kładzie mi głowę na ramieniu. A potem opiera czoło o moje i patrzy w oczy. I przytula się.

A jak wracam z pracy, to wskakuje na ręce, chwyta moją twarz w swoje łapki, obraca do siebie i daje buziaki :)))

I niech to trwa jak najdłużej.

wtorek, 21 marca 2006

Pyfko

W weekendy przyjeżdża Wuj - czyli mój brat. Wuj od samego początku bardzo jest z siostrzeńcem blisko, unika tylko przewijania, czemu się osobiście nie dziwię.

Aktualnie postawił sobie za punk honoru uczć Misia, jak to określa: niezbędnego słownictwa.

W zeszłym tygodniu opanowali JAJA.

W tym: TYSKIE

Misiu mówi: CYSKIE.

Wuj zapowiedział dalsze ćwiczenia, ale nie chce zdradzić, co planuje na najbliższy weekend:)

czwartek, 16 marca 2006

Busyń z malinami

:)) Właśnie zjadłam. Zawsze lubiłam, ale teraz mam towarzystwo, bo Misiu też lubi.

Dziś - 16 marca - na spacer pojechaliśmy sankami. Ale podobno wiosna idzie.

Wczoraj na spacerze Syn mnie poinformował:

Krra bam

Nie da się ukryć. Kra (gawron) siedział na drutach. Zerwał się i wylądował na ziemi. Czyli skoro z góry na dół to bam, nie da się ukryć.

piątek, 10 marca 2006

Spis umiejętności

Misiu umie:

- zrobić rybkę (oooo),
- zrobić pieska (pociąganie noskiem, bo nasz pies nie szczeka),
- zrobić osiołka (Yha),
- zrobić ptaszka (kraaa - cóż zima jest i inne ptaszki się dziecku nie kojarzą),
- zrobić lwa (łaaaa).

Trochę jak piosenka, którą Kobuszewski śpiewał...

Nie umie za to:

- sam zasnąć,
- przespać nocy bez pobudki,
- pospać dłużej rano,
- i jak cała rodzina przebywać dłużej sam bez towarzystwa :) :)

I nie lubi mieć brudnych rączek i brudnego blatu od krzesełka. Więc W TAKIM WYPADKU (czyli przwie przy każdym posiłku) ścieramy.

Rano (czyli np. 0 5.05, jak w środę) jak chce, żebym wstała, to przynosi mi kapcie. W zależności od CZEGOŚ albo próbuje je włożyć mi na nogi, albo stawia na twarzy.

Aha, umie też wyjąć te przesuwne półki ze zmywarki. To nowość z dzisiaj. I nie wzbudziło mojego zachwytu...

piątek, 3 marca 2006

Takie tam

To był długi dzień w pracy. wiem czy należy się dziwić, że gdy wieczorem jechaliśmy samochodem i zabawialiśmy Malucha, Mąż ubawił się słysząc:

Warzyła kaszka sroczkę, warzyła...???


*

Nasz syn co nieco mówi, np. bam

Bam jest wtedy, gdy Misiu upadnie (logiczne) lub tuż przed zrzuceniem czegoś albo tuż po (też logiczne).
Dziś Misiu podszedł do lampki nocnej i chwycił kabelek

Bam? - zapytał z nadzieją.

Nie - zawołali Szalenie Zgodni (tym razem) Rodzice.

I może ten zgodny chór spowodował, że tym razem (całkiem nietypowo) bez protestów zrezygnował ze swego zamiaru...

piątek, 24 lutego 2006

Tłusty czwartek


z małym spóźnieniem, a dlaczego to zaraz.

Otóż skoro był tłusty czwartek, to udaliśmy się z Synem do kuchni. Z rozpędu ugotowaliśmy makaron do zupy, drugie danie i zrobiliśmy pączki. Jak mieszałam ciasto, to Maluch bił brawo :)

Ziemniaki obieramy oczywiście razem, Misiu raz podaje, raz odbiera, staram się kontrolować, ale już kiedyś mi zwinął obrany i ugryzł :)

Pączki wyszły rewelacyjnie, popatrzyliśmy z nabożnym podziwem, rodzina też się zachwyciła i zjadła.

Napracowaliśmy się a co!

Potem - i to jest przyczyną notki z czwartku w piątek - poprawiłam ok. 200 egzaminów z socjologii.

haryzmatyczny, chinduizm, skura, kóltura i rzycie - jak wam sie to podoba?
To są studenci, nie uczniowie podstawówki. Ja rozumiem, że są ludzie z dysleksją. Ale na pewno nie takie ilości, jak często te błędy występowały...

Ale najlepsze było:

Pyt. Podaj przykład stereotypu etnicznego.

Odp. Mąż ma zawsze czyste zęby.


W osłupienie wprawiła mnie zarówno treść, jak uznania mężów za grupę etniczną. Dotychczas mówiono najwyżej, że są z innej planety;).

czwartek, 16 lutego 2006

Poranki

Poranki są - jak to zwykle u dziecki bywa - odwrotne. Śpi się w dni, gdy mama wcześnie wstaje, a szary świt jest naszym udziałam w dnie wolne:).

Ale dziś był poranek wczesny, a Misiu i tak wstał. Bo w sumie dlaczego nie? Można zobaczyć Mycie Głowy. I zjeść śniadanie zero (bo pierwsze bedzie później).

No więc chodzimy po domku, wrzucamy kaczki do wanny, kontemplujemy krojenie cytrynki do herbaty i mieszanie jajecznicy. Zawsze lubiłam kuchnie i gotowanie, ale zazwyczaj po prostu WYKONYWAŁAM wszystkie zadania. Teraz dodatkowo - jak to super opisała Zimno na swoim blogu - OBJAŚNIAM ŚWIAT.

I powiem, że jest to fascynujące, nieporównywalne z niczym innym.

Lubię moją pracę (choć teraz akurat siedzę niezbyt zachwycona, bo od rana mam mieć zajecia, a pierwsza grupa studentów stawiła się w liczbie 1 - na 25). I miewam z pracy satysfakcję. ale nie taką, jak z bycia z Misiem:).

Ale ponieważ jestem jednak ;) normalna (chyba) to bez niego też lubię czasem (choć niekoniecznie często) wyjść.

poniedziałek, 13 lutego 2006

???

Mozart - pyszny czekoladowy likier - dziecko wyciąga rękę.

Piwko - dziecko wyciąga rękę.

Nie - dziecko się tym nie przejmuje, podejmuje próbę samodzielnego ZDOBYCIA przedmiotu pożądania.

Czytałam w jakimś podreczniku do dziecka, żeby dać spróbować, NIE BĘDZIE SMAKOWAŁO i dziecko zrezygnuje.

Mam silne przeczucie, że będzie smakowało...

piątek, 10 lutego 2006

Choroba

Pierwsza poważniejsza choroba, i tak długo nas omijało. I poznałam teraz, co chyba każdy mający dzieci zna - bezradność.

Chciałoby się pomóc.
Chciałoby się wziąć to na siebie. I kaszel i gorączkę i krztuszenie się.
Chciałoby się wytłumaczyć i przekonać przerażonemu małemu człowieczkowi, że będzie lepiej i nie zawsze będzie tak boleć.
Nawet syrop wypiłoby się za niego.

Zamiast tego można tulić i pocieszać, ale też wlewać syrop na siłę.

Nie dziwię się - ten syrop naprawdę jest paskudny. Cóż skoro działa:)

poniedziałek, 6 lutego 2006

Tupanie

Misiu już ładnie biega, ale na spacerach na razie preferujemy sanki.

Ale dziś po godzinnym spacerze na sankach, drugie wyjście zrobiliśmy PIESZO. Misiu bardzo nieufnie patrzył pod nóżki.

Biała podłoga i się porusza. Mamo, czy ja na pewno mogę po tym chodzić?

Po czym ewidentnie podjął jakąś decyzję, bo nagle nader zdecydowanym krokiem ruszył do bramy. Kilka razy sprawdzał, ale jednak szedł. Wypuszczony na uliczkę ruszył dalej. I szedł. Tata wołał, to się obracał, ale nie chciał wrócić. Kontrolował tylko, czy mama jest w pobliżu:)

Ponieważ jednak zmęczył się (chyba, bo zażyczył sobie na ręce) to na powieść drogi musimy jeszcze poczekać.