poniedziałek, 16 października 2006
Spanie
Spanie to zawsze była sprawa dość problematyczna. Tylko jako bardzo mały
człowiek Siaju spał dobrze. Potem został skowronkiem. Nakładem dużej
dozy desperacji (bo usypianie trwało już godzinę i dłużej) i
konsekwencji (tak tak, nie łamię się) i cierpliwości (wchodzenie,
głaskanie i tulenie, bo nie uznaję wypłakania się i wołania do
padnięcia) nauczyliśmy go zasypiać w łóżeczku, samemu i spokojnie. Ale w
nocy przychodzi do nas. I choć utrudnia to sen, to nie mam nic
przeciwko. Bo uwielbiam jak posapując zarzuca mi łapki na szyję. I jak
trzyma łapkę na policzku (to ulubiony gest przy piciu i zasypianiu). A
cała ta myśl stąd, że dziś sen nie chciał przyjść. Z łóżeczka oczywiście
nie wychodzimy, ale jak jest bardzo nie tak, to siadam i przysuwam
twarz, aby mógł przytulić rączkę. I choć bardzo mi było niewygodnie tak z
głową przycisniętą do szczebelków, to siedziałam. Bo w końcu kiedyś,
niestety nie za długo, nie będzie mnie aż tak potrzebował. Więc
korzystam :)).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz