To taki tradycyjny (X już) jakby zaczynający sezon rajd biegowo-pieszy. Część więc pędzi na biegóweczkach (i tak zrobili brat mój z żoną, którzy nas na to namówili), a część pieszo. Albo... sankami, jak my. Choć Misiaki nie były jedynymi dziećmi to trafiło nam się blisko fotografki iść, a i malowniczy chyb a jesteśmy, w każdym razie na serwisie Śląska Cieszyńskiego też nas licznie można znaleźć.
Ale tu zdjęcia Ł.
Ruszamy - my i oni
|
Tu przygotowania do zjazdu - zjazd był niesamowity, dociągnęli aż pod samą Stecówkę |
|
A my tylko się darliśmy - W drugą... stronę... się przechylcie!!!!! działało nawet |
|
Stecówka zimą - coś pięknego |
|
No i dotarli do biwaku |
|
Razem też nam szło, a jakże |
|
No i... przestało być łatwo. Skończyła się przetarta droga, zaczęło się nierówno, wykroty i zapadanie się w śniegu. Tata zapadał się po kolana. Reszta odpowiednio wyżej. |
|
Fra szedł niesamowicie, jak maszyna, równo, stabilnie, wyprzedzał nas sporo, do schroniska na Przysłopie dotarł prawie kwadrans wcześniej |
|
To tylko tak wygląda... light... naprawdę to była wąska ścieżynka, bo z prawej bagnisko, z lewej ostre zapadanie się w śnieg i potem spad. Wyciągałam Julię z dziur śniegowych jakiś milion razy. |
|
Wisła oczywiście była. Źródła też, choć rzecz jasna wyżej niż Przysłop już nie wchodziliśmy. |
|
Chwila znowu na sankach. |
|
I podejście najgorsze, bardzo strome, czego tu aż tak nie widać. W pewnej chwili zaczęło mi brakować entuzjazmu dla samej siebie, a tu jeszcze Julcinkę wspierać |
|
Jeszcze kawałek do góry. |
|
I tak. Jesteśmy!!!! |
Na dól się rozdzieliliśmy. Ł. wrócił przez Pietraszonkę na Kubalonkę, gdzie mieliśmy auto. Ja z dziećmi częściowo zjechałam, a w większości ich ciągnęłam do Wisły Czarne.
Zjedliśmy jeszcze lody w Janeczce.
Wróciliśmy do domu.
Nie mogliśmy ruszyć ręką ani nogą.
Dzieci dumne do rozpuku zabrały odznaki rajdu do szkoły i przedszkola, a jak.
Było absolutnie, całkowicie cudownie:)