niedziela, 7 kwietnia 2013

Rajd ku źródłom Wisły - 14.03.2013

To taki tradycyjny (X już) jakby zaczynający sezon rajd biegowo-pieszy. Część więc pędzi na biegóweczkach (i tak zrobili brat mój z żoną, którzy nas na to namówili), a część pieszo. Albo... sankami, jak my. Choć Misiaki nie były jedynymi dziećmi to trafiło nam się blisko fotografki iść, a i malowniczy chyb a jesteśmy, w każdym razie na serwisie Śląska Cieszyńskiego też nas licznie można znaleźć.
Ale tu zdjęcia Ł.
Ruszamy - my i oni






Tu przygotowania do zjazdu - zjazd był niesamowity, dociągnęli aż pod samą Stecówkę

A my tylko się darliśmy - W drugą... stronę... się przechylcie!!!!! działało nawet



Stecówka zimą - coś pięknego


No i dotarli do biwaku

Razem też nam szło, a jakże

No i... przestało być łatwo. Skończyła się przetarta droga, zaczęło się nierówno, wykroty i zapadanie się w śniegu. Tata zapadał się po kolana. Reszta odpowiednio wyżej.
Fra szedł niesamowicie, jak maszyna, równo, stabilnie, wyprzedzał nas sporo, do schroniska na Przysłopie dotarł prawie kwadrans wcześniej




To tylko tak wygląda... light... naprawdę to była wąska ścieżynka, bo z prawej bagnisko, z lewej ostre zapadanie się w śnieg i potem spad. Wyciągałam Julię z dziur śniegowych jakiś milion razy.





Wisła oczywiście była. Źródła też, choć rzecz jasna wyżej niż Przysłop już nie wchodziliśmy.


Chwila znowu na sankach.

I podejście najgorsze, bardzo strome, czego tu aż tak nie widać. W pewnej chwili zaczęło mi brakować entuzjazmu dla samej siebie, a tu jeszcze Julcinkę wspierać

Jeszcze kawałek do góry.

I tak. Jesteśmy!!!!



 Na dól się rozdzieliliśmy. Ł. wrócił przez Pietraszonkę na Kubalonkę, gdzie mieliśmy auto. Ja z dziećmi częściowo zjechałam, a w większości ich ciągnęłam do Wisły Czarne.
Zjedliśmy jeszcze lody w Janeczce.
Wróciliśmy do domu.
Nie mogliśmy ruszyć ręką ani nogą.
Dzieci dumne do rozpuku zabrały odznaki rajdu do szkoły i przedszkola, a jak.
Było absolutnie, całkowicie cudownie:)