Spadł śnieg. Mama budzić i śnieg Siajowi pokazać. - poranne polecenie. Potem saneczki i Siajo jobi bajwana w ogjodzie swoim. Wszystko musiało być zgodne z klasycznym wzorcem: miotła, oćka, noś, guziti. A potem nie było szans wrócić do domu, bo Siajo jobi bajwanowi ciaaapkę.
***
A ja dziś kiepsko trochę. Niestety nie wszystko jest tak, jak by się
planowało. A ja ciężko przyjmuję takie lekcje. Ale staram się odegnać
lęki i nie poddawać się.
***
I być może staram się zostać wyrzuconą z pracy. Chowam się bowiem
mailowo:)). Ale podpisałam umowę, nie cyrograf na pracę wciąż i wciąż. A
że szefowa tak pracuje? Cóż. Więc buntujemy się z koleżankami. I
pomyśleć, że ja NIE pracuję w korporacji. Wcale a wcale.
piątek, 29 grudnia 2006
środa, 27 grudnia 2006
Opowieść świąteczna
Miałam takie obawy, że skoro tak czekałam na te święta, to nie będzie
tak dobrze. Ale było. Było bajkowo po prostu. Radość Malucha, że wszyscy
w domu - Dużo judzi jeś, rozpromieniona buzia na widok prezentów pod choinką.
Prezenty były na raty. Najpierw po wigilii, potem jak doszli rodzice Ł., a część w drugi dzień Świąt. Siajo z Tatą wyjmowali je spod choinki i Mały roznosił je każdemu. Byłam w szoku - uznawał, że prezenty są dla wszytskich, a swoje odkładał, że rozpkaujemy później. Ofiarodawcy mogli też się cieszyć, śmiał się na widok każdego prezentu.
A kościele jest szopka, więc msze bez większego kłopotu.
A ja bez prac, bez komputera.
Pięknie.
A tu, w wigilijny poranek Maluch ambitnie robi ciasto na makowiec. Potem zapytany, kto robił dane ciasto bez wahania mówił Siajo, a dopytywany dodawał już bez takiej pewności chiba mama, chiba babcia.
A tu zadziwienie choinkowe.
I parę innych ujęć świątecznych.
A ja mam jescze takie malutkie życzenie. bardzo proszę mnie obdarować.
Prezenty były na raty. Najpierw po wigilii, potem jak doszli rodzice Ł., a część w drugi dzień Świąt. Siajo z Tatą wyjmowali je spod choinki i Mały roznosił je każdemu. Byłam w szoku - uznawał, że prezenty są dla wszytskich, a swoje odkładał, że rozpkaujemy później. Ofiarodawcy mogli też się cieszyć, śmiał się na widok każdego prezentu.
A kościele jest szopka, więc msze bez większego kłopotu.
A ja bez prac, bez komputera.
Pięknie.
A tu, w wigilijny poranek Maluch ambitnie robi ciasto na makowiec. Potem zapytany, kto robił dane ciasto bez wahania mówił Siajo, a dopytywany dodawał już bez takiej pewności chiba mama, chiba babcia.
A tu zadziwienie choinkowe.
I parę innych ujęć świątecznych.
A ja mam jescze takie malutkie życzenie. bardzo proszę mnie obdarować.
Subskrybuj:
Posty (Atom)