czwartek, 1 listopada 2012

Październik

Czy mogę pochwalić moje dzieci? Włożyliśmy mnóstwo wysiłku (logistyczne wsparcie ojca mego - bo matka czasem pracować po południu musi, matki mej - bo najmłodszy na popołudniowym nabożeństwie to hardcore i nawet cioci-niani - gdy ojciec mój się rozchorował) i nasz "różańcowy plon" to w tym roku: syn 18 razy, córka 17. Za każdym razem odmawianie do mikrofonu.
W dodatku ten miesiąc nie był łatwy - wrzuciłam im i sobie 3 ciężkie intencje: przeszczep nerki u koleżanki (bardzo bardzo ryzykowny), operację ośmiomiesięcznej córki mojej koleżanki (wada serca i zamienione naczynia) i ostatnie 2 dni - ostry zawał i bypassy w trybie pilnym ojca naszego przyjaciela. E. powoli dochodzi do siebie w Wawie, mała J. już w domu, a tata kolegi przeżył operację, więc teraz będziemy dziękować.

Dziś obeszły ze mną dwa cmentarze, zapaliły mnóstwo zniczów, odmówiły modlitwy i zadały mnóstwo interesujących pytań. Nie jęknęły o bolących nogach. Frańcio poszedł ze mną jeszcze raz wieczór (1 km tam no i powrót) piechotą.

Teraz się spróbuję zregenerować (choć akurat pracowo fatalny miesiąc się kroi) i przed nami wyzwanie największe - Roraty.

I jeszcze - Julia w kościele, gdy obróciłam ją by przeżegnała się w stronę tabernakulum a nie drzwi wyjściowych - "Ale tam też jest Pan Bóg!"

środa, 31 października 2012

Odcienie jesieni











Te u góry - to z tego tygodnia. W tle nasze kombinacje (tylko jedno auto miało już zimowe, drugie miało termin zmiany dopiero), 1,5 h jazdy odcinka normalnie pokonywanego w 20 minut, szybkie szukanie kurtek (buty kupione ledwo 2 dni wcześniej). Ale dzieci zachwycone, zrobiliśmy 5 bałwanków (wiadomo czemu), bitwy na śnieżki, mamusia została pokonana totalnie, wszyscy atakowali mnie, Fra i Lu zbudowali igloo. Zimo, lubią cię tu.

A ledwie 3 dni wcześniej było tak:))) Ach ach.