piątek, 29 czerwca 2007

Nałogi

Nałogi mówisz MG... hmm

1. Na pewno książki. Czytam w każdych praktycznie okolicznościach. Tylko Frania urodziłam na tyle szybko, że nie była mi tam książka potrzebna.

2. Wychodzenie / wyjeżdżanie. Dokądkolwiek. Jedno słowo i mogę na kawę, do sklepu, na grilla, na tydzień do Pragi, na Słowację, świtem na narty, cokolwiek. Warunki nie muszą być super, byle coś fajnego się kroiło, do Anglii jechaliśmy na 2 tygodnie, mając 3 zaklepane noclegi. Raz nawet spaliśmy z Ł. jedną noc na dworcu w Rużemboroku, bo nie znaleźliśmy noclegu, a chciało mi się do ciepłych źródeł.

3. Kawa. Jako przerwa i czas na miłe gadanie lub czytanie. Nigdy nie piję kawy, gdy pracuję. Nie wpływa na mnie, mogę iść zaraz potem spać. Pijam latte, mam w domu takie coś do ubijania mleka. Jak byłam w szpitalu po operacji to mama przemycała z McDonalda i na korytarzu udawała, ze to jej.
Na takim jednym kursie pani psycholog zrobiła nam psychozabawę, gdzie się podawało ulubione różne, m.in. napoje. Podałam kawę, potem wyjasniając czemu (bo kazała) powiedziałam, że jest dla mnie synonimem przyjemności. Okazało się, że napój to był stosunek do seksu. Coś w tym jest.

4. Jedzenie - w sensie spożywanie i przygotowywanie. Lubię np. wcześniej myśleć, co zamówię w knajpce. A gotować i piec uwielbiam, zwłaszcza próbować nowe, odtwarzać coś, co mi smakowało gdzieś lub po prostu gotować na fantację.

5. Kremy pielęgnacyjne i balsamy - kolorowe kosmetyki mnie nie kręcą, ale te... Mogłabym wciąż coś nowego kupować. Walczę ze sobą, aby najpierw wykończyć stare.

Pewnie jest więcej, ale te 5 przodują...:).

środa, 27 czerwca 2007

Badanie

Dzień rozpoczął się ciężko raczej. Ł. poszedł o tej 4.30 i niestety, niestety Franio się obudził i już nie zasnął. Co nie było miłe, dalsze spanie bowiem ograniczało się do drzemania. Płytę warzyfka (bo zaczyna się od "Na straganie") posłuchaliśmy 4 razy...

Ok. 6 wylałam sok na podłogę i prawie popłakałam się na ten widok.

Mamusiuuu, ciemu jesteś śmutna?
I co na to powiedzieć?

Potem robiłam obiad. Akurat dobry - bo chyba trudno nie lubić pierożków z jagodami? W każdym razie większość pewnie lubi.
I omal nie poparzyłam się wrzątkiem robiąc ciasto.

Bo denerwowałam się badaniem. Bo skoro lepszy sprzęt, to łatwiej coś znaleźć nie? Szalenie sensowne. Na tej zasadzie najlepiej wcale do lekarza nie chodzić.
Poszłam jednak, znaczy tata mnie zawiózł. Trochę poczekałam.

[Haha, w pewnym momencie było nas 3, każda z drugim dzieckiem i te same obserwacje - brzuch szybciej, biodra bardziej bolą jakoś]

Doktor fajny. Jeszcze raz chce nas widzieć, więc w sierpniu (w ramach tej samej ceny, miło), ale na razie nic nie znalazł, co by go niepokoiło. Oby tak mu zostało.

Powiedział, ze maluch ma piękny kręgosłup (pierwszy komplement dzidzia).

A i wszystkie parametry wychodzą tydzień dalej, czyli 19 i coś, więc przesunął mi termin o 8 dni. Na 20 listopada. co prawda nie wiem, czy Feluś przyjął to info, ale tak samo miałam z Franiem.
Z 29 grudnia na 20, a urodził się 18.

Ofkors kończenie pierogów po powrocie szło mi śpiewająco.
Miałam im strzelić fotkę, ale nie zdążyłam. Franio zjadł 8.

Stosztuj, jakie pyszne.

Samochwała jestem, ale to ekstra, gdy Mały tak mi coś pochwali:)).

wtorek, 26 czerwca 2007

18-tka

18 tygodni hmm, jakoś nagle się tak zrobiło, dopiero co nad szóstym dumałam. Moze stąd się wzięło, że dumałam zawsze w Jednej Pracy, czyli Szacownej Uczelni, bo tam we wtorki miałam zajęcia. A dziś też tam byłam, dokonać różnych wpisów i jeszcze jeden egzamin, który teraz niestety trzeba poprawić.
Ja naprawdę nie lubię egzaminować.

Ale to i dobrze, że mam zwolnienie. Moje koleżanki tam z tematem ciąży nieobeznane i np. jak już weszłam na II piętro (ledwo), to jedna zapytałą, czy pójdę po lucze do sal na egzamin (na dół). Odmówiłam.

Ł. jutro do pracy na 5.00, bo coś tam musi u Niemców przełączyć. Więc wróci znaaacznie wcześniej zakładam. Bo normalnie to wychodzi o 9.00.
Firma jest fajna uważam, zwłaszcza oddział tu. Ale czymś szczególnym jest ten zestaw tu właśnie - takich fajnych kumpli / mężów / ojców.