piątek, 28 września 2007

Jak to jest

Uff – 5 h wykładu za mną. To nie do konca chodzi o ilość, ale gdy są one dla jednego zestawu ludzi, to jest trudniej. Drugi zestaw za tydzień. A w poniedziałek tylko 4. Ale pracuję tylko po 15 października.
***
A bunty i awantury u nas to:
Najpierw był bunt 1,5 roczniaka. bo bunty po pierwsze się zmieniają, po drugie zasadniczo są koniunkturalne. Jest czasem czas na bunty i wtedy jak letnie burze – jest ich sporo.
Ale – 1,5 roczniak czasem ryczał. Z rzadka było wiadomo dlaczego AKURAT w danym momencie. Tak wprawka. Bo to była najprostsza wersja.
Dwulatek. O, to było coś. Już wiedziałam czemu – bo coś chciał / nie chciał. A że nad emocjami nie panował to od razu się nakręcał. Faza najgorsza trwała chyba jakiś miesiąc. Najdłuższa afera – 40 min. Bo ja staram się (choć to staranie uch ciężkie jest), że sprawa musi się zakończyć. A więc trzeba przeprosić i omówić problem. A jak coś się w złości miotało wkoło to trzeba posprzątać. Więc Siajowi czasem więcej schodziło;).
2,5 do teraz-latek – awanturki są znacznie konkretniejsze. Czasem po prostu się kłóci – że nie i nie, nie zrobi tego. Albo bo ja tat bardzo, tat bardzo chciałem!!!. Z rzadka wchodzi na wyższy poziom i dostaje histerii, z bardzo rzadka, bo teraz znacznie łatwiej przerwać.
Czasem działa przypomnienie planu lub umowy (bo Siajo bardzo lubi plany. I umowy).
Czasem głuchnięcie, jak zaczyna próbować wywalczyć coś krzykiem. Lub rzuceniem się na podłogę.
Czasem działa szczegółowe wyliczenie powodów, dla których to coś jest niedobre. Z pokazywaniem na paluszkach.
Czasem nic nie działa i trzeba mu dać czas na uspokojenie się i przemyślenie problemu. I podjęcie decyzji, że chce przeprosić. Bo często najpierw nie chce. Czasem zaś od razu leci z przepraszaniem, żeby coś go nie ominęło.
Najgorsze jest, jak widzi, że coś przez awanturę traci. Ostatnio np. poszłam sama wypuścić psa. Z karmieniem już na niego poczekałam, bo już szedł w kierunku przemyślenia. Ale – mimo że mi przykro – czasem musi taką konsekwencję swojego zachowania poczuć na swojej skórce. Że np. jak z nieznanego nam powodu nie będzie w tej chwili jadł, bo postanowił się złościć, a dziadek zaraz musi jechać, to nie poczeka na niego. Itp.
Ostatni tydzień to była koniunktura na zwiększone bunty. Ale chyba znowu mija. Oby:). Bo taka duuuuża aferka to ciężkie przeżycie też dla mnie. Psychicznie i fizycznie.
To że mija, nie znaczy, że nie będzie się kłócił. Będzie, bo na potęgę w tej chwili widać, jak sprawdza ile może i chce być samodzielny. Ale jak o tym wiemy, to staramy się mu dać szansę – np. czas, żeby sam też zdecydował. Czyli ustalamy – jest umowa, po 2 uszatkach / 2 bajeczkach / 4 polaniach ręki mamusi w wodą z konewki w wannie / 5 zjazdów na zjeżdżalni itp. coś będzie. I zazwyczaj nie ma sprawy. To znaczy Siajo się targuje, ale ustępuje. My czasem też (djugi ostatni jaz mamusiuuu). Lub baaardzo pracowicie (orka na ugorze no) tłumaczę, czemu coś jest ważne / konieczne itd. I tak 4236 razy:).
Nie zawsze nam wychodzi. Czasem ja mam za mało cierpliwości niestety. Ale żadne z nas nie jest aniołem;). I nawet nie mamy złudzeń co do tego.
Ale staramy się:)). Siajo też się stara.
Do buntu nastolatka jakoś powinniśmy dotrwać.
A potem się zobaczy.
zjedzalnia1.jpg

czwartek, 27 września 2007

Czw

31tyg.jpg
Niespodziewanie zrobił się czwartek. Tydzień generalnie dość ciężki, aczkolwiek poniedziałku nic już nie przebiło, na szczęście.
Bo trzeba było napisać artykuł, a mój mózg jakoś nie bardzo.
A jeszcze jutro mam 5 h zajęć z jednego przedmiotu i też trzeba się było przygotować.
Niby nic, ale mówić 5 h naraz z jednego tematu, to tak sobie.
Siajo dziś miał dzień na awantury – była i ranna i popołudniowa.
A wieczorem SAM narysował rysunek (dotychczas albo były to tylko mazy, albo oczekiwał współpracy, czyli on mówi co, a my rysujemy). A tu narysował i OBJAŚNIŁ. Było to morze i piasek. resztę rekwizytów z plaży już tata dorysował.
A potem siadł na kanapie i woła mnie:
Mamusiu choć tu, ja Cię tat mocno przytulę. :) ))
Bo Siajo przytulny jest. I nie lubi jak się smucę:). Standardowo pyta wtedy:
Mamusiu ciemu jesteś smutna?
Nie majtw się, zajas coś pojadzimy…
.
Byłam na kontroli. Z duszą na ramieniu, bo gdzieś tak właśnie z Franiem musiałam przejść na leżący tryb życia.
Ale Felusia grzeczna dziewczynka póki co i nie obniża się.
Nawet przeciwnie jakby – pani doktor stwierdziła, że tylko ciut ciut do żeber zostało. Nic więc dziwnego, że zasapuję się nawet jak czytam tylko bajeczkę Siajowi.
[Także w tym kontekście jutrzejsze 5 h wykładu jakby mnie niepokoi...].
I jeszcze Felusia – 31 tygodni.

poniedziałek, 24 września 2007

Pon

Ja się już bardzo staram nie uprzedzać do tych poniedziałków, ale one są uprzedzone do mnie.
Dzisiejszy był straszny.
Całe śniadanie Frania wróciło na mnie i dywan. Niestety także syropy, które dałam mu na kaszel :( . Musiałam go nieść do i z wanny i to właściwie mnie tu najbardziej zmartwiło, bo reszta szybko opanowana.
Koleżanka świadomie lub mnie wbiła mi szpilę związaną z pracą, ale chyba jednak przypadkiem.
To były jednakowóż drobiazgi.
To co spowodowało, że dzień stał się straszny, to krótki spacer z butelkami do pojemników segregacyjnych.
Franio jest nauczony, że jak coś jedzie to na bok. I stosuje się do tego, nawet w takim stopniu, że czasem spoooro czekamy.
I dziś też stanął z boku.
Tylko potem postanowił chyba, że bok z drugiej strony jest szerszy, albo co.
I wyskoczył na uliczkę tuż pod koła.
Na szczęście jadący maluchem nasz majster nie pędził i zahamował.
Nic się nie stało.
Ale mogło.
Pilnuję, pilnuję, ale zawsze może :( .
Sąsiadka wszystko w domu rzuciła i wyleciała nas pocieszać, bo ja mam dobrych sąsiadów.
Franio nie bał się, bo niestety werbalna informacja o niebezpieczeństwie średnio działa.
Ale wystraszył się, że ja płaczę. Omówiliśmy, ile się dało. Ustaliliśmy kolejną regułę. Czy mogę coś więcej?

niedziela, 23 września 2007

Niedziela

Piknik lotniczy:
piknik1.jpgpiknik4.jpgpiknik3.jpgpiknik2.jpgPyszne jedzionko mamusiu – choć mina nie całkiem wskazuje, ale poszłooo.
Niestety z powodu „kultury masowej” siedzieliśmy na trawie. Bo stały przeznaczone do jedzenia przy nich są po prostu zajmowane na całe godziny, część odchodzi, ale reszta im pracowicie zajmuje. Nikt nie był tak miły, żeby się posunąć.
Ale z trawy za to mieliśmy lepszy widok na loty:).
No i jak lotniczo to lotniczo:
piknik5.jpg
Lubimy pikniki :) )).

Sobota

Pobudka o 4 rano z racji Niespodziewanego Nadejścia Kaszlu + parę buntów o różne sprawy zakończyły się padnięciem samoistnym.
Na ogół nie występuje w domu, może być w samochodzie :) .
22wrzesniea.jpg