sobota, 15 maja 2010

Turbodynomomen



Tak mnie nazywa mąż mój ulubiony. Chodzi o ni mniej ni więcej, ale tempo zasypiania. Czekałam kiedyś na niego i dużo wysiłku wkładałam w utrzymanie oczu otwartych, pracowicie brnęłam przez kolejne strony książki. Wreszcie widzę, że skończył się modlić i wstał, i już się kładzie. No to odłożyłam książkę i okulary…





Zanim Ł. się przykrył kołdrą już spałam.