sobota, 14 lipca 2007

Wakacje

Jedziemy dziś w nocy. Franio cały dzień opowiada o tym każdemu, komu się trafi. I z tego Reisefieber ciągle jeszcze nie śpi :)).

Z niechęci do pakowania załatwiam je zawsze w ostatnim dniu. I jest, zrobione. Teraz jeszcze zjeść arbuza i spać.

Wracamy 12 sierpnia :)))

***
Siajo lubi tawę:



czwartek, 12 lipca 2007

:)

Dostaliśmy zgodę na wyjazd na urlop - znaczy Feluś i ja. Lajtowy ma być oczywiście, czyli Wysokie Tatry skreślamy.

Nie lubię takich kilku dni przed wyjazdem, bo piorę, oczywiście pada i oczywiście już sama nie wiem, co ubrać, bo co mam zabrać a co nie?

Brak mi miłej bluzy bawełnianej. W sklepach tylko takie, że zapięłabym jakbym Felusia na bok odłożyła...

***
Wołamy Siaja na zupę.

Nie mogę jeszcze, mam jeszcze trosztę pracy do zrobienia, mamusiu.

I "arbuz dzidziuś" lub raczej "arbuz mama i arbuz siajo".

środa, 11 lipca 2007

Zęby

-Pojedziemy do pani doktor dentystki - od ząbków.
-Nie
. Tak brzmiała zwięzła odpowiedź Siaja.

Ale jednak pojechał. Całą bandą pojechaliśmy. Dziadek (który dzielnie nas wiózł,ale sam też chciał), ja, Franio i Feluś (ten ostatni towarzysko wyłącznie).

Franio dał sobie idealnie ząbki obejrzeć, bo była szalenie atrakcyjna lampa. I tyle, bo ząbki ładne, "widać ze zadbane". Ach, miło, zważywszy że strasznie długo walczyliśmy o polubienie mycia, a potem o opcję, ze myje nie tylko Siajo siam, ale mama / tata też.

Ja też nic uf uf.

wtorek, 10 lipca 2007

Połowa

Dziś połowa.
Dalej jest we mnie wiele strachu. Zwłaszcza, gdy czyta się takie smutne notki jak u Crazy.

Pamiętam mój lęk, gdy jechałam do szpitala z plamieniem.
Ale też jest cudownie. Maluch rusza się dużo teraz, mam nadzieję, ze pani doktor w czwartek nie dopatrzy się niczego złego.
Czekamy. Wszyscy. Bo... oto ja i dzidziuś, 20 tyg.



Siajo zdrowszy. Gorączka jak przyszła nagle tak znienacka poszła. Nie wiadomo, co mu było. Oj nie jest miło tak się bać, mam nadzieję, ze nie było to nic ponad nagły atak temperatury, może trzydniówka.

poniedziałek, 9 lipca 2007

Co

Co można powiedzieć o takiej niedzieli?
Sobota super, znajomi na grilla, dzieci szalały. Czteroletnia Ola chciał wymienić na Frania swojego niespełna rocznego brata;).

Pod koniec imprezy Siajo zrobił się taki marudny i "boli ząbek", "boli ząbek".
Myśleliśmy, że to ostatnia piątka, ale potem nagle gorączka zaczęła rosnąć i w nocy 40 stopni. Rano spadło. Potem znowu, dziecko leci przez ręce.
Pojechaliśmy na pogotowie, jakiś wirus, albo zapalenie gardła albo jamy ustnej (bo ślini się na potęgę).
Przespał cały dzień, w nocy znowu gorączka, ale już mieliśmy mocniejsze leki to zbiliśmy.
Z tej gorączki bredził biedak:
Mamusiuuuu bjudne nóżti, prosze wytrzeć. Nie jącztą, ściejecztą.

I jakieś pajączki go straszyły.
Ciężkie nocki,a tu dodatkowo taka duża analiza i zasypiam nad kompem.

Dziś lepiej. Analiza cierpliwie czeka. Mam na nią jeszcze 4 dni. W niedzielę nad ranem zamierzamy wyjechać. Oby.