sobota, 14 grudnia 2013

Przygotowanie do Komunii



Julcia idzie do wczesnej komunii, tak samo jak Franio. Bo tysiąc różnych powodów, ważnych i mniej ważnych. Ten kluczowy to tęsknota.
Zrobiliśmy jej z L. i Franiem kalendarz i "Julcia" (teraz widać pod listopadowym drzewem dobrych uczynków) wędruje krok za krokiem do maja...

piątek, 13 grudnia 2013

Bałwanki i sakiewka...


Dżasminy. Palce miałąm sklejone przez 2 dni, ale się udało.
Z notatki wielomatki.
Wczoraj zostawiłam trzy młodsze dzieci w domu, bo się umówili i cioci na gwiazdki z ciasta do robienia choinek. W związku z tym wstali wcześniej niż zawsze i bez oporu. Normalnie o 6.40 toczę bój o otwarcie oczu. Ich oczu, swoje muszę sama. Fra poszedł do szkoły. Ja poszłam po prysznic. Szy poszedł ze mną, pieklić się bo on chciał, żeby najpierw śniadanie. No way, cala byłam w mleku, najpierw mycie.
Schodzimy na dól - niespodzianka... rzecz jasna chcą co innego niż Ł. przygotował. Lecę po mleko, robię z musli i płatkami.
Potem standard - Szymcio:
- nie chce sikać - wolę się posikać mamusiu,
- nie chce myć zębów - wolę mieć brudne mamusiu
- nie chce się ubrać - wolę być w piżamie.
Julia nie chce tylko się czesać, ale przyjmuje argument, że z rozpuszczonymi robienie ciastek nie wchodzi w grę.

Szymcio chce czekoladkę. Tu prolog: dzień wcześniej oznajmił mi enigmatycznie Jasiowi się znudziło. Spradzałam Franiowi zadanie, więc dotarło chyba 5 - głośne - powtórzenie.
A co?
Mleczko mu się znudziło
Hmm, a co teraz by zjadł?
Czekoladkę.

No i dostawszy wczoraj czekoladkę poszedł podzielić się z bratem. Empatyczne, wrażliwe, uspołecznione to moje dziecko, czyż nie? Oczywiście jak mu pasuje.
Na szczęście go powstrzymałam nie raniąc uczuć nawet (tzn. przekonałam, że jak da mi to Jasiu też dostanie).

Potem trzeba wyjść (Fra zaraz kończy lekcje). Szymcio jeszcze nie chce - oczywiste. Za to chce nieść grę (a już Julia zaniosła ją do auta), więc się piekli. Pędzimy pod szkołę, godzina - 5 minut po skończeniu lekcji. Informuję Trójcę, że zostaną w aucie, na minutę, a ja zawołam Fra. Apelują do Julii, że najstarsza w tej chwili, więc się zaopiekuje. Krótka dyskusja, bo Szym też uważa, że jest najstarszy. Ustalamy, że też się opiekuje. Wyskakuję z Auta, wołam Frania, wpadamy do samochodu. Wysadzam ich u cioci i jadę, bo sobie zaplanowałam mały reset.
Pogoda piękna, więc spacerkiem idę oglądam choinki, zaliczam PTTK i odbieram złote siedmiomilowe buty dzieci wracam, piję w galerii czekoladę. Jaś w chuście słodko śpi, przechodnie wyciągają szyje, co mam pod kurtką. Wracam. Ciocia daje mi jeszcze zupę i koniec resetu. Pakuję dzieci, patyki, torby i wszystko i pędzę, bo godzina rorat się zbliża. Zrobiło się ciut późno, więc zjeżdżam pod kościół, puszczam Frania do zakrystii (służy), Julcię do kościoła, obiecuję, że zaraz będę, a chłopaków (obaj zasnęli) do mamy. Szyma rozbieram i kładę spać bo jak zaśnia koło 17 to czasem już do rana śpi (niestety ledwo wyjechałam to jednak się obudzili - obaj). Wracam do kościoła. Siadam. Siedzę. Nic nie muszę, całe pół godziny .
Potem jeszcze tylko powrót, kąpiel, budyń, czytanie i zasypiają.

A dziś mąż udał się do Białki Tatrzańskiej. Służbowo integrują się do jutra w gorących basenach.... My integrujemy się w domu i okolicach. Z planów pozadomowych dziś zajęcia otwarte u Julci no i roraty.