środa, 28 sierpnia 2013

Koniec sierpnia

Wyprałam piórnik Frania.

Kupiłam mu pióro i lej, bo tego brakowało. Chyba tylko tego :).

Kupiłam trzy pary kapci. Szymcio mierzył swoje, a dokładnie jeden. Był ok, to mówię, że bierzemy...

Ale dwa!!! Ja scę dwa!!!
Kupiłam mu na obie nogi, niech ma .

Spakowałam trzy różne worki z kapciami.

Przeszyłam inicjał na pościeli przedszkolaka (po raz trzeci), dobrze, że nazwisko nieodmienne.

Zamówiłam granatowe spodenki, bo stare Franiowe niby ok, ale jakby obcisłe już.

Jeszcze wyprać baletki tancerce.

Nie ma opcji, wrzesień ante portas. Smutno mi i nostalgicznie, uwielbiam lato, choć jestem coraz bardziej zmęczona,
Ostatnio nakrzyczałam na wszystkich i potem płakałam w wannie. Kochany mąż pocieszał, że rzadko mi się zdarza krzyczeć. Ale jak już to z rozmachem. Ech, jak nie idzie to u wszystkich plus szalejące hormony moje. A potem siedzę i zalewam się łzami, że jestem do bani.
Ale jednak lubię, jak dzieci w domu i wcale mi się nie spieszy (zwłaszcza, że już lepiej znowu).  Nie włączę się więc radość, że dzieci idą do placówek. Boję się. Franiowi zmienia się pani, Julci też plus większość grupy. A Szymcio zaczyna. Chłopaki martwią mnie bardziej, Julcia ma dużo większe zdolności adaptacyjne. Ale też.