piątek, 10 lutego 2006

Choroba

Pierwsza poważniejsza choroba, i tak długo nas omijało. I poznałam teraz, co chyba każdy mający dzieci zna - bezradność.

Chciałoby się pomóc.
Chciałoby się wziąć to na siebie. I kaszel i gorączkę i krztuszenie się.
Chciałoby się wytłumaczyć i przekonać przerażonemu małemu człowieczkowi, że będzie lepiej i nie zawsze będzie tak boleć.
Nawet syrop wypiłoby się za niego.

Zamiast tego można tulić i pocieszać, ale też wlewać syrop na siłę.

Nie dziwię się - ten syrop naprawdę jest paskudny. Cóż skoro działa:)

poniedziałek, 6 lutego 2006

Tupanie

Misiu już ładnie biega, ale na spacerach na razie preferujemy sanki.

Ale dziś po godzinnym spacerze na sankach, drugie wyjście zrobiliśmy PIESZO. Misiu bardzo nieufnie patrzył pod nóżki.

Biała podłoga i się porusza. Mamo, czy ja na pewno mogę po tym chodzić?

Po czym ewidentnie podjął jakąś decyzję, bo nagle nader zdecydowanym krokiem ruszył do bramy. Kilka razy sprawdzał, ale jednak szedł. Wypuszczony na uliczkę ruszył dalej. I szedł. Tata wołał, to się obracał, ale nie chciał wrócić. Kontrolował tylko, czy mama jest w pobliżu:)

Ponieważ jednak zmęczył się (chyba, bo zażyczył sobie na ręce) to na powieść drogi musimy jeszcze poczekać.