środa, 19 września 2007

Felusia i ja

Za nami 30 tygodni już, normalnie nie do wiary. Rzadko piszę o Moim Drugim Dziecku, ale to raczej na razie tylko, bo po prostu wciąż muszę coś o Siaju notować.
Co nie znaczy, że Felusia jest bardzo na drugim planie u nas. Co prawda to fakt, że druga ciąża to inaczej. Bo jak Franio woła, to lecę i wtedy zawsze tak jakoś bardziej on jest. Ale Felusia jest wymodlona, wyproszona i czekamy na nią z niecierpliwością. Mimo pojawiających się obaw p.t. „Jak to będzie?”
Bo czasem myślę, że zbyt idyllicznie się nastawiam.
Ale po co mam snuć czarne wizje?
Bo czasem niektórzy nieco straszą.
Lub wyrażają dziwne wątpliwości. O, jak sekretarka wczoraj, że jest pod wrażeniem, że się na drugie zdecydowałam. Ale cóż tu takiego wstrząsającego (pomijając to moje miejsce pracy, gdzie kolejne dzieci no trochę budzą u niektórych zdziwienie. jedno to owszem jeszcze).
Bo nie wiem, jak i czy potem praca?
Ale jakoś przecież będzie, w końcu mogę wymyślić inną. Zasadniczo mam jednak pracę dobrą przy dzieciach. Tylko trzeba się siłą wieczorem do kompa zaganiać ;) .
Bo jak Franio przyjmie dzidziusia?
Ale w końcu parę osób (w tym ja) już miało rodzeństwo i żyje. I j.w. po co teraz czarne wizje.
Więc jesteśmy sobie z Felusią, wymyślamy imię, śmiejemy się, gdy się rusza.
Lubi wciskać mi nóżki pod żebra i odginać. Uff.
Coraz trudniej się śpi.
Coraz częściej brzuch się buntuje i stawia.
Ale wciąż biegamy, więc jestem wdzięczna, że na razie ok.
Martwię się czasem porodem.
Fakt, że jeden za mną, jakoś mnie NIE uspokaja. Choć nie mam jakiś strasznych wspomnień, nie.
Ale najchętniej bym to na Ł. teraz przerzuciła.
Taka opcja – parzyste dzieci rodzi mąż. ja bym trzymała za rękę i pomagała jak się da. Bo przy Franiu Ł. był niesamowicie pomocny, nie ukrywam.
Ciąża rzuca mi się na mózg i zręczność.
Ciągle mi coś wypada z rąk. Dziś jedząc jedną małą gruszkę, dwa razy ją łapałam.
Wczoraj zapłaciłam za koszulkę i poszłam sobie od kasy, zostawiając ją. Mili ludzie za mną zawołali.
Chyba Cię to nie dziwi? – pytam Ł. Nie dziwi go.
Wciąż jakoś nie mogę zebrać rzeczy, które mam i kupić brakujących.
Ale Siajo ma listę w głowie (tak z nim dywagowaliśmy) i recytuje mi: buteeeltę, smoczet, czapeeecztę, koszuuuulti, spodenti, czapeeeecztę [zawsze dwa razy, bo cienka i ciepła;)], pieluuuuszti, jatąś drzechottę i to wsistto. :) ))
Budowa w toku, nie wiem, gdzie w końcu będziemy z Maluszką.
Ale jest ok:)). Tylko niech wszystko będzie dobrze. Niech będzie zdrowa i z nami.

wtorek, 18 września 2007

Wieczorem

Przygotowuję piżamkę, odkładam ubranka, podnoszę kamień i wynoszę…
Franio jest fanem kamyków, wyciągałam je już z pralki (mój błąd, nie sprawdziłam kieszeni), z moich kieszeni, torebki, butów, nawet czapeczki…