czwartek, 9 maja 2013

Jak to....

było, że się się myśl o Czwartym zaczęła? Męczyłam Ł. że noworodki takie cudne, że mi brak.
Mąż racjonalnie wysuwał argument, że urosną, a urośniętych mam całkiem sporo w domu, też fajnych oczywiście, ale nie noworodków...

Ok, rozumiem....
Zresztą sama średnio wiedziałam, czego chcę (poza noworodkiem).
I grant napisałam i dostaliśmy...
No nic za, wszystko kontra, tylko to Życie.

Jakiś czas starczało, ale ostatecznie zrobiło się jednak znacznie silniejsze. I potem NAGLE I NIESPODZIEWANIE mój mąż, który był zasadniczo na nie, i ja go wcale nie dręczyłam ani nic, bo sama miałam milion wątpliwości, sam ruszył temat (w naszym ulubionym miejscu, czyli na wyciągu narciarskim, naprawdę to świetne miejsce do gadania, jest się we dwoje, nikt nie słyszy i nikt nie przeszkadza) i wyraził CHĘĆ.

No to siup, a Czwarte już nie czekało, oj nie, tylko się pojawiło.

A ja tak byłam skołowana, przerażona decyzją własną, że z testem znowu zwlekałam i w międzyczasie machnęliśmy ten Rajd ku Źródłom:).