piątek, 1 czerwca 2007

Dzień Dziecka

Dzień Dziecka był prezentowy, ale świętowanie to raczje było wczoraj. Dziś mama zepsuła się całkiem i na lody to potem pójdziemy. Bo Mały Terrorysta to nic jakoś nie chce, nic jeść, nic pić, broń Boże pracować, a dziś w nocy też spać.
Do tego dodajmy wychodzącą piątkę Frania... i od tam chyba 3 do rana nie spaliśmy.
Potem Franio sobie odbił do 9.00 i był w szampańskim humorze.
***
Idę zapytać babcię .
[Leci do przedpokoju, babcia przyjechała z pracy]
Babciu wjóciłeś z pjacy czy nie wjóciłeś?

[Siajo używa póki co wyłącznie form męskich. Jak Drugi też będzie synem (zgodnie z przeczuciem) to jestm bez szans].

Dlaczego:)

Dlaczego najgorsze wersje mdłości są zawsze, gdy jestem w domu tylko ja i Franio.
Elementarne, dlaczego miałoby być inaczej?

Alternatywnym miejscem jest to, gdzie wykonuję pracę zawodową.
A ja bardzo malutko czasu spędzam sama, raczej towarzyszy mi min. kilkanaście o ile nie kilkadziesiąt osób. Ajaj, szczyt marzeń, tak przed studentami.

Ponadto jeszcze chwileczkę, jeszcze momencik i zawalę połowę pracy. Bo ja muszę, po prostu muszę przespać sie po południu. A wieczorem niestety też muszę iść wcześniej spać. Wcześniej to 22.30-23.00. Dziś nastąpiła bardzo duża mobilizacja, bo był ostatni dzień na dosłanie plików. Poszły.


Siajo jest dzieckiem empatycznym Sama go tego uczę, ale czasem czasem...
Jesteśmy w kościele, trwa nabożeństwo. Nie ma szans, żebym tyle klęczała, no to siedzę. Siajo orientuje się nagle:
- Mamusia tlęcią, tlętaj też.
- Mamusia nie może, trochę boli ją brzuszek.

[Pfffff - Siajo dmucha, jak jemu coś się przydarzy to tak robimy i zazwyczaj zaraz jeś dobzie].
-Juś dobzie, możesz tlętać, mamusiu.

Tlętam, wstaję, gdy zainteresuje go coś innego :).

wtorek, 29 maja 2007

Matka Polka

MG pisze, że jest Matką Polką i dobrze, brzmi to super.
Ja też jestem, najczęściej słyszę to od szefowej.
I nie jest to miło, raczej ironicznie. Moja szefowa ma mi subtelnie za złe, że jestem w ciąży. Choć teoretycznie
popiera posiadanie dzieci. Ale chyba nie w wykonaniu podwładnych.
Bo ja zasadniczo utrudniam pracę, trzeba mnie zastąpić.
I nie deklaruję, że ja wszystko i naychmiast - a koleżanka też w ciąży, deklaruje, że jak jej macierzyński wejdzie w II semestr to ona i tak wróci i będzie pracować, a ktoś inny to będzie firmował. Ja nie.
I nie zgodziłam się, że wydłużenie urlopu macierzyńskiego o 2 tyg. (od stycznia) to przejaw opresyjności państwa.
I szefowa uważa, że z drugim dzieckiem to juz w ogóle nie będę chciała kariery robić, a już teraz ma furę zarzutów, że wielu rzeczy nie chcę, bo rodzina.
To jest raczej subtelne i pomiędzy przesadnymi pytaniami o samopoczucie.
Nie-subtelna była tylko pierwsza rekacja, chyba, że ujęcie w jednym zdaniu "katastrofa" i "drugie dziecko" to gratulacje. Chodzi o to beznajdziejną karierę. Bo ona myślała, że jednak parę lat dam sobie spokój.
Potem jednak załatwiła mi awans (bo to wszystko było w toku konkursu) - bo nikt inny u niej się nie łapie :), a jak jest zgoda na stanowisko to nie można zmarnować, ale wyraziła tysiące zastrzeżeń.
Bywa miła. I ogólnie wynika to chyba z tego, że sama się tak zakręciła na tle pracy. Przykro mi z tego powodu.
Ale mi nie odpowiada takie podejście do życia.
Nie wiem, czy chcę tu pracować.

Mam jeszcze szefa w drugim miejscu pracy. Bez ochów i achów ucieszył się i planuje, jak sensownie rozwiązać moją nieobecność. Dziecko potraktował naturalnie.

Mówiły mi już studentki w ciąży, że łatwiej im uzgodnić różne wcześniejsze terminy z mężczyznami niż z kobietami. Tak.

Mama



Na Dzień Mamy wraz ze świeżymi bułeczkami dowieźli tfiatuszti.