czwartek, 15 marca 2007

Coś

Wychodząc w środę na zajęcia, w łazience przeciągnęłam ręką po włosach (ja nie używam szczotki ani grzebienia)i coś mi zaszeleściło. Po dogłębnym sprawy zbadaniu się okazało, że to liść, pozostałość dopołudniowej wyprawy do lasu. Wyjęłam. I ten oto sposób pozbawiłam studentów rozrywki.

***
Leżenie z Synkiem na łóżku. Przytulanie:
-Ja obot Ciebie mamusiu
-Siajo lezi z mamusią
.
I kilometrowe rozmowy:
-Tati dziwny tsiężyc tam jeś mamusiu,
-To nie księżyc lampa się odbija.
-Niedobjy tsiężyc?
-Dobry, lampa inna po prostu.
-Jampa dobja, do świecenia.
-Tak świeci :)
-I do patsienia mamusiu. I do otbijania.


No jasne przecież.

[Każdy etap jest rewelacją jak razie]

***
I nowy członek rodziny, Siostra Ł. urodziła rano syna (drugie dziecko, córka będzie miała końcem maja 2 latka), 4370, oj. Gratulujemy.

wtorek, 13 marca 2007

C.d.

Szykan ze stron życia wobec syna ciąg dalszy.
Nie może pokazać jaki dźwięk wydaje konik, bo Siajo ma za małą buzię.

Poranki oznaczają słowotok. Maluch lokuje się u nas i nawija. np.
Mamusiu obróć się w tą stronę. Poziądnie.
Mamusiu jak dobrze, że jesteś w domku.
Mamusiu cio tu maś?
- Rączki
A nie bziusiek psipadkiem?


Przypadkiem nie :)).

Szłam dziś rano w Krakowie mostem Grunwaldzkim i była taka fajna mgła, tylko wieże Wawelu było widać.
Z drugiej strony tylko czubek Jubilata, co jednak zdecydowanie mniej romantyczne było.
Ale mimo wszystko, jak już człowiek musi o 7.30 iść przez Kraków, to widoki niezłe.