Dopiero powoli dojrzałam, żeby opisać długi majowy weekend. Poza 1 maja, który był cudny, był nasz tradycyjny grill firmowy, 10 dzieci, grillowanie w ogrodzie, Jasiek na kocu, ech.
Ale potem. niech będzie relacja z postów z pewnego forum, gdzie dwa wątki szturmowały niebo tym razem w naszej intencji.
2.05
Proszę pomódlcie się za naszego Frania. Niespodziewanie trafił dziś do szpitala, ma małopłytkowość, u niego 1000
przy normie 150 tys. Ściągają mu preparat do przetoczenia a Katowic,
pomódlcie się proszę, by potem ruszył przyrost, jak nie to mówią o
przewożeniu na klinikę w Katowicach
. Reszta potem.
Wieczorem
Dziękuję dziękuję dziękuję
Czasami coś dzieje się totalnie niespodziewanie. Wczoraj mieliśmy
naszego tradycyjnego grilla wielodzietnego, trzy rodziny, 10 dzieci.
Zaczęliśmy o 14, ale i tak skończyliśmy tradycyjnie o 22
. Pogoda super, wszyscy szaleli. Dziś plan była na nie za wielką górę (w obrębie miasta nawet, czyli Kozia Góra, 683 m n.p.m.).
Już wczoraj Jula zauważyła, że Franio ma takie kropki pod okiem, takie
czerwone. Ale że w środę fiknął z roweru w rów, to myśleliśmy, że może
roślina jakaś. Wieczorem zauważyłam, że w oku jednym ma też takiego
krwiaczka, dwie kropki. Rano się połączyły i zaczęliśmy się martwić.
Najpierw plan był na izbę okulistyczną po południu. ale zobaczyłam, że
ma to też na rękach, brzuchu i plecach. I poza tym nic, samopoczucie
ekstra, apetyt też. No to tel. do przychodni, owszem dr jest, do 11,
tylko chore dziś, no to jedziemy. Ustaliliśmy, że jedzie Ł., a ja pakuję
resztę i jadę na miejsce zbiórki (mieliśmy iść z koleżanką i jej
synem, rówieśnikiem F.). Wyjedżamy, tel. Ł., że jednak na izbę. A jak
nasza dr mówi szpital, to nie ma gadania, ona jest totalnie niewyrywna.
No decyzja - oni tam idą, a my ruszamy. No i ich przyjęli, pobrali
krew. Wyszło tych 1000 płytek na potrzebne 150 tys., więc krew na grupę
i do Katowic po preparat. Fra ma A Rh -, litera po mnie, znak po Ł.
Myśmy na górkę weszli, ja z Jaśkiem, odchudzony drastycznie plecak
wzięła koleżanka, jej syn ich, Jula część. Poszliśmy, bo nie było
żadnej opcji, że Ł. w tym czasie szpital opuści, czekał na wizytę
(słuszne to było, ordynator mu wszystko objaśniła). A dzień z resztą
trzeba było spędzić, Jula i Szymon bardzo się przejęli szpitalem F.,
więc lepiej było iść. O 14 wróciliśmy, chwile potem Ł. i ja pojechałam
ze średniakami (nie było opcji, że nie, musieli i już, Jula cały czas
chce coś zrobić dla Frania, wzięła mu maskotkę, karty piłkarskie,
znalazła wskazany jogurt. Obejrzeli odcinek Krew z Było sobie życie, bo
chcieli po tych płytkach).
Potem załatwiłam z nimi zakupy, położyłam Jasia i pojechałam znowu do F.
Akurat mu podpięli te płytki i dr odsiadywała kluczowy kwadrans.
Powiedziała, że przyczyn jest mnóstwo: alergia, chemia (a była malowana
szatnia w szkole, garaż u nas), infekcja (prawie 39 w Wielki Czwartek)
albo idiopatyczne. Raczej nie do wyjaśnienia, trzeba poprawić i
monitorować. Albo mu ruszą po przetoczeniu albo nas wywiozą do Zabrza,
bo oni więcej nie mogą. Cały personel miły i życzliwy, bardzo.
Płytki kapały, ja grałam z F. w wojnę, niestety zaczęło go sypać, bąble
jak po pokrzywie. ja po pielęgniarkę, ona natychmiast wyłączyła, po dr.
Dr zarządziła hydrokortyzon, ale nie wypinać go, czekamy. Poleciała na
konsultację z tą ordynator. Tamta ustaliła, że próbujemy po
kwadransie, ale jeden bąbel i stop. Ale jak z radością stwierdziła
dalsze półgodziny później pielęgniarka - dotrwaliście. Dalej do
obserwacji, ale płytki weszły. No i pojechałam do domu, a na noc teraz
jest Ł., wziął sobie krzesełko rozkładane.
Jutro badania, niech płytki pędzą.
Fra w dobrym nastroju, zostawiłam mu telefon, książki, gry, jogurt i kompot truskawkowy.
3.05
No niedobrze. Tylko 9 tys. Po przetoczeniu. Załatwili miejsce w klinice,
czekamy na płytki do jeszcze jednego przetoczeniu i potem go przewożą.
Jula płacze. Ja staram się nie
4.05 koło północy
Bardzo dziękuję
i proszę o jeszcze, niech te płytki wystartują w końcu. W klinice już
nie przetaczają, przetaczanie jest ogólnie doraźną metodą ratowania
przed pogorszeniem i np. krwotokami wewnętrznymi. Na szczęście usg
czysta. Inne wyniki krwi też dobre, tylko płytki. Więc dostał
immunoglobulinę, ma ieć 80 jednostek, dziś było 20 - żeby nie wystąpiła
reakcja alergiczna, to dają powolutku. Dodatkowo hydrokortyzon, żeby
jednak nie ryzykować. I najsympatyczniejszy lek - od tego zresztą zaczął
wczoraj - rutinoscorbin - na wzmocnienie naczyń. Nic nowego się nie
pojawia, niech tylko szpik sam zacznie produkcję. Przy przyjęciu w
klinice miał 16 tys., ale mu przetaczali w południe.
Liczba, jaką chcemy to przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy, a jeszcze lepiej ponad 100.
L. siedzi z nim w Zabrzu, my tu. Ciężko, Julcia popłakuje, więc Szym
też. A jak nie to nie słucha, rozrabia - tak rozładowuje emocje. Razem
pobawili się tylko w szpital, zbudowali sobie z lego, karetką był koń
zaprzężony w taczki. Na NFZ czy cuś?
Potem wzięłam ich na taką małą salę zabaw, pogonili i było lepiej, ja zjadłam ciacho z bratem i bratową, którzy dojechali.
Teraz naszykowałam wszystko na jutrzejszą komunię kuzynki, piszę i lecę spać.
4.05, wieczorem
W południe było 24 tys.!!!! Wg lekarza w klinice to już jest jego
produkcja. Jesteście fantastyczne! Komunia piękna, choć cały czas
chciało mi się płakać. Raz z racji komunii, ale miałam od rana spad
psychiczny. No ale mój brat pojechał do kliniki z żoną i zastąpił Ł.,
który dotarł na styk, przebrał się po drodze i był z chrześnicą i z
nami. Potem rodzina Ł. oraz szwagra otoczyła mnie trochę ciepłem i już
mi lepiej. Ł. znowu w klinice. Fra powoli już zaczyna czuć się związany
(ma - takie ładne określenie - reżim łóżkowy), bo dopóki nie będzie
właściwego poziomu, to każdy uraz to ryzyko krwotoku wewnętrznego,
którego szczęśliwie na razie uniknął). Rtg czyste, więc rozpoznanie
kliniki to "małopłytkowość przypadkowa, wtórna". Chwilę temu dzwonił Ł.,
że dr w końcu dotarł wieczornie. Dodatkowo powiedział, że to, że
produkcja ruszyła, a inne parametry dalej są dobre świadczy, że szpik
cały czas działa dobrze, wirus uszkadzał i niszczył płytki jak to dr
określił "na obwodzie" , czyli we krwi.
Dalej nie czytam netu, zostaję więc z tymi info i liczę, że będzie dobrze.
O, Lula śpi, muszę ją zanieść na górę (nie chciała zostać w pokoju, gdy
szłam na dół, palić w kominku, ale przynajmniej to wyhamowało płacz za
Franiem, były tylko łezki w oczach.
Dalej było już coraz lepiej. 5.05 wrócili w nocy moi rodzice, od niedzieli pomogli też teściowie. A w środę 7.05 było 128 tys. i Frania wypuścili.
Dalej robimy kontrolne badania. Śledzimy go z niepokojem. Równocześnie kroczek po kroczku (choć dla niego i tak za wolno) oddajemy Franiowi jego życie. Najpierw spacer, hulajnoga, rower, tylko powoli, pamiętaj. Potem szkoła. Plastyka w DK. Ministrantura. Dziś basen. W kolejce WF i gra w piłkę.