Gdy Julcia – zresztą z szerokim uśmiechem na buzi i
triumfalnym podskokiem – odchodziła dziś od konfesjonału, zobaczyłam na jej
policzku ślad pasty do zębów, pozostałość po zamaszystym myciu zębów. Poczułam,
że to takie mrugnięcie okiem od Niebios J
Bo przez rok biegaliśmy z Ju na religię, modliliśmy się, jak
zawsze różaniec i roraty, czytaliśmy książki o Komunii. Krawcowa uszyła
sukienkę, kupiłyśmy buty, wstążkę do włosów. Walczyliśmy na froncie duszy,
zwłaszcza ostatni tydzień był jakimś ciężkim atakiem, ostatnim wysiłkiem, by
tuż przed Komunię zepsuć coś w naszej rodzinie.
Ale - także i przez
to wszystko – jeszcze wyraźniej wiem, że sami nie ogarniemy wszystkiego.
Zrobiliśmy tyle, ile się dało. Niewiele. Ale resztą zajmie się Wszechmocny. I jutro wszystko będzie dobrze, nawet jeśli
znowu zostanie pasta na policzku.
Cypisku, Wasza wiara da Wam co trzeba. Trochę Wam jej zazdroszczę. A jak Franio, wszystko już dobrze?
OdpowiedzUsuńWierzę, że wszystko wyszło wspaniale!
OdpowiedzUsuńUściski od nas!