niedziela, 30 grudnia 2012

A...

....co Ty tu masz????

- spytała Matka ma wyjmując z szafki autobus. Żółty, piętrowy. Z szafki na talerzyki.
No autobus, a cóż więcej :)

czwartek, 20 grudnia 2012

Oczekiwanie

Czekamy.
Adwentowo czekamy na Święta. Zadania stopniowo są kończone, tylko sprzątanie jakoś nie ma dobrej passy. We wtorek zeszły mieliśmy roratni kryzys. Dzieci były rozżalone, że wciąż nie wylosowały nagrody, ja to rozumiałam, ale w momencie, gdy weszli na fazę, że nigdy nic, a inni to mają farta. Wkurzyłam i oświadczyłam, że rzucam roraty. Po odpowiednim się popłaszczeniu zgodziłam się pójść i w środę było fajnie, raz, że dziewczyna święta (Julcia zdecydowanie preferuje święte od świętych) i Franio miał rolę na środku, i mikrofon zaliczyli. Wieczorem, modląc się, Fra rzucił - I dziękuję ci Panie Boże, że mamusia się nie zniechęciła. Po kryzysie już idzie znowu dobrze, a wylosowali owszem i to 2 x (choć Pan Bóg nie poszedł na deal, żeby Julcia wylosowała w piątek - można by w sobotę nie iść. Ale poszli - matka ma darowała mi trochę snu i zdecydowała, że idzie ona - i Julik wylosowała). W tym tygodniu wzięliśmy też po raz drugi koleżankę Julci, Paulinkę i bingo, załapała się na nagrodę za lampiony (Szymciowy zresztą).


Ja czekam na telefon, że samolot wylądował w Balicach. Z Moskwy już wrócili, teraz lecą z Warszawy. Czekam, żeby usłyszeć głos, zostać przytuloną. A i jogurtów białych i soku malinowego nam brakuje:).
I kasa mi wyszła (na co akurat powrót męże nie pomoże. Ale dał mi trzy rachunki przed wyjazdem do zapłacenia, na 486 zł, 150 zł i 66 zł. I wręczył 150 zł z komentarzem - Ale nie szastaj).

Szymcio czeka na tatę. A tata???? No nie ma jeszcze, nie przyjechał. JEDZIE? I sam sobie odpowiada - Jedzie.

Fra i Lu czekają na wolne - Julcik miała wigilię, Fra pięknie wystąpił jako jeden z Mikołajów w klasowej produkcji.I jeszcze zaczął zajęcia z indywidualizacji, i wygrał klasowo eliminacje do konkursu recytatorskiego:).


wtorek, 18 grudnia 2012

Piernikowo





A tak wyglądało na etapie tworzenia




Uda się!  - pokrzykiwał Szymuś u jak każde dziecko wycinał zawsze w środku ciasta, nie żeby równo z boczku, no przecież po co :), mama może wałkować po raz kolejny.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

Urodziny Małgosi i Misiunia

Odbyły się 17.12 jak zwykle (no 4 lata już chyba...). TYM RAZEM M. i M. mieli po 4 lata (nie należy się przywiązywać do danych liczbowych o wieku).

I gość nowy był - Ija, jak mówi Szym

No więc - torcik




I prezenty :)



wtorek, 11 grudnia 2012

From Russia with love

To mój mąż. Dwa tygodnie Moskwa, mieszkanie ma Arbacie. Testuje coś, co zrobili (ja wciąż nie wiem, czym on się zajmuje tak naprawdę).
A ja tu:). Robię to co zwykle plus to co on :) (aczkolwiek rzecz jasna nie wszyyyyyyyyyystko).

sobota, 8 grudnia 2012

Adwent

Mój zdecydowanie ulubiony czas, choć bardzo zagęszczony, a logistyka dnia codziennego staje się wyzwaniem.


Kalendarz wyznacza zadania - od ducha do ciała, zróbmy coś dobrego, ale też ładnego, smacznego. Klasyczne kalendarzem czyli czekoladki w tekturce też mamy - wciąż zapominamy jeść na czas. Jakoś mnie to cieszy, że ja tu im wrzucam zadania i to ich cieszy, a sama czekolada to nie to.
We wtorek pierniczki w planie.
W środę u cioci ciasteczka na choinki.
Łańcuch na choinkę się wydłuża.
Za moment zaczną się suszyć owoce.
Kartki świąteczne w toku.
Fra coś mruczy o jakimś występie na wigilii.
Jutro zapalą drugą świeczkę na wieńcu.
Koło łóżka Fra i Lu stosik książek z tematyką TĄ właśnie.
Roraty i migoczące lampiony, przejęte głosy moich i cudzych dzieci. Julcię dopadło zatrucie i w poniedziałek płakała, że nie pójdzie, planszy nie dostanie. Poszedł więc za nią Szymcio i w upojeniu pstrykał lampionikiem :), pobrał planszę ( wponiedziałek) i obrazek ( we wtorek). I jest lege artis, zbierają razem, nie zaakceptowaliby innego sposobu zdobycia obrazka. Fajny temat przewodni w tym roku - poszli w ciemno za Światłem. I święci nienadęci. Julcia polubiła sześcioletnią Nennolinę, która rzuciła obiadem o ziemię, ale też pisała listy Jezusowi.
Czego nie ma (prawie) - wchodzenia w świat sklepów i galerii, matka ledwo go tyka, większość prezentów już gotowa, zamówiona, dostarczona, nie chcę (ani ja, ani nie chcę w to dzieci wciągać), by adwent wiązał się tylko z konsumpcją, lubię dekoracje galerii, ale nie teraz, nie teraz jeszcze, teraz wolę przyćmione światełka lampionów, fioletowe (i różową) świece.

piątek, 16 listopada 2012

Cała Polska czyta...

... dzieciom.

Ale jak między 0.00 a 1.00 po moim łożku miota się potworzątko i labiedzi:
Mama nie nyny, mama cita, MAMA CITA TU. Cita, cita, cita!!!

to kurczę myślę sobię, że może ta część co nie czyta, to ma jakieś argumenty za...

niedziela, 4 listopada 2012

Dźwięcznie

Bim bam, bim bam - Szymcio komentował (szczęśliwie cichutko) uderzenia w gong prze Podniesieniu.

A potem ksiądz przyklęknął i zniknął za ołtarzem ... i synu radośnie zakrzyknął:

BAM!!!!

czwartek, 1 listopada 2012

Październik

Czy mogę pochwalić moje dzieci? Włożyliśmy mnóstwo wysiłku (logistyczne wsparcie ojca mego - bo matka czasem pracować po południu musi, matki mej - bo najmłodszy na popołudniowym nabożeństwie to hardcore i nawet cioci-niani - gdy ojciec mój się rozchorował) i nasz "różańcowy plon" to w tym roku: syn 18 razy, córka 17. Za każdym razem odmawianie do mikrofonu.
W dodatku ten miesiąc nie był łatwy - wrzuciłam im i sobie 3 ciężkie intencje: przeszczep nerki u koleżanki (bardzo bardzo ryzykowny), operację ośmiomiesięcznej córki mojej koleżanki (wada serca i zamienione naczynia) i ostatnie 2 dni - ostry zawał i bypassy w trybie pilnym ojca naszego przyjaciela. E. powoli dochodzi do siebie w Wawie, mała J. już w domu, a tata kolegi przeżył operację, więc teraz będziemy dziękować.

Dziś obeszły ze mną dwa cmentarze, zapaliły mnóstwo zniczów, odmówiły modlitwy i zadały mnóstwo interesujących pytań. Nie jęknęły o bolących nogach. Frańcio poszedł ze mną jeszcze raz wieczór (1 km tam no i powrót) piechotą.

Teraz się spróbuję zregenerować (choć akurat pracowo fatalny miesiąc się kroi) i przed nami wyzwanie największe - Roraty.

I jeszcze - Julia w kościele, gdy obróciłam ją by przeżegnała się w stronę tabernakulum a nie drzwi wyjściowych - "Ale tam też jest Pan Bóg!"

środa, 31 października 2012

Odcienie jesieni











Te u góry - to z tego tygodnia. W tle nasze kombinacje (tylko jedno auto miało już zimowe, drugie miało termin zmiany dopiero), 1,5 h jazdy odcinka normalnie pokonywanego w 20 minut, szybkie szukanie kurtek (buty kupione ledwo 2 dni wcześniej). Ale dzieci zachwycone, zrobiliśmy 5 bałwanków (wiadomo czemu), bitwy na śnieżki, mamusia została pokonana totalnie, wszyscy atakowali mnie, Fra i Lu zbudowali igloo. Zimo, lubią cię tu.

A ledwie 3 dni wcześniej było tak:))) Ach ach.










niedziela, 14 października 2012

Rychwałd







VI pielgrzymka rodziny, krewnych i znajomych była do Sanktuarium w Rychwałdzie. Październikowe słonko walczyło z jesienną mgiełką. Było nas coś koło 80 osób i znowu nowe dziecko wśród nas (a za rok będzie kolejne, bo już się kluje w brzuchu siostry mojego szwagra, ślicznej, szczupłej wysokiej, elegancko ubranej, doprawdy przeciwieństwo wyobrażenia matki czworga, a taką zaraz będzie). Tych dzieci to już całą gromada goniła, a jak pierwszy raz pojechaliśmy, do Częstochowy, to było zaledwie 5 i jedno w drodze (od nas wtedy tylko Frańcio)
Wciąż jest tyle do podziękowania. I tyle do poproszenia.











sobota, 13 października 2012

Eurobiznes

Franio odkrył eurobiznes i jest szaleństwo.
No więc wczoraj gramy, wchodzi Ł.: Jaki Ci idzie? -do mnie.

Ano jak i w życiu - jadę na długach i debetach...

***
Jedziemy na rowerach, dziś, mijamy plakat, że lokalny mecz.
LKS Zapora...  - czyta Fra - contra Pensjonat Dankowice...

czwartek, 4 października 2012

2!!!!!

Dwa latka. Ech jak szybko minęły, ale jakie były fajne.
Nasz dwulatek - śmiały, waleczny, rozbrykany. Przytulaś jakich mało.
Szymcio:)

niedziela, 30 września 2012

Dwa

Dwa - rzekła dość nieśmiało, ale jednak zdecydowanie pewna dziewczynka, tak 1,5-2 lata. Do Szymcia rzekła, w kaplicy, gdzie spędzaliśmy drugą część Mszy.
Nie - odpowiedź Syna była natychmiastowa.
Dwa - mała drgnęła bródka, ale broniła swojej opcji.
Nie - Syn w bojach zaprawiony (rodzeństwo, rodzeństwo) nie zamierzał ustąpić.

Mała pomedytowała i poszła.
Całe zajście obserwowała tak na oko 5-6latka. Gdy Mała poszła, ona podeszła do Szyma, zajrzała mu w oczęta i z zainteresowaniem w głosie rzuciła:
Dwa?
Nie! -  u Syna bez zmian.
Duża pokiwała głową i jak ten zaspokojony w swojej ciekawości badacz oddaliła się w inny rejon kaplicy.

piątek, 28 września 2012

O poranku...

... dzieci są albo totalnie zamroczone albo niespodziewanie rześkie. Mnie ta druga wersja się obecnie raczej nie trafia.
Szym wstaje, żeby pójść ze mną robić śniadanie.
Frań lubi budzić się wcześniej, żeby sobie poczytać (jak ja kiedyś, jak ja kiedyś).
Najrzadziej przed terminem budzi się Lul. Chyba, że ma wycieczkę.

Dziś miała. Ledwo Szyma na blacie usadziłam i zaczęłam kroić chleb, słyszę tuptuptup.
Ja chcę się ubrać przed śniadankiem.
Musimy by c na 8.00
Więc wstałam.
Poprosiłam tatusia, że mnie ODTRZASNĄŁ i po prostu wstała.

Tatuś odtrzasnął, więc po prostu wstała. Logiczne.

środa, 26 września 2012

Mi, Bi, Nianio

Mi! Mi! Mi! -  to jedno z pierwszy słów Szymcia i oczywiście dopominanie się o swoje, bo przecież Straszne Rodzeństwo mu zje / zabierze / nie pokaże.

I tak określił siebie Mi.

A potem wyczailiśmy, że Bi to Juleczka

No a Nanio wręcz oczywisty:)

wtorek, 4 września 2012

Wiedeńsko

W zeszłym roku byliśmy w Wiedniu z Szymciem. I powstało wtedy takie marzenie, żeby w tym zabrać starszaki. I udało się :), tylko trzy dni, ale przecież to też nieźle.
Zaczęliśmy od spacerku od katedry do Hofburga, żeby poczuli klimat jednego z naszych ulubionych miast.


Przyszedł też czas na AAAAAAAAAAAA metro. Wzbudzało wiele emocji, zwłaszcza w Julci, miała nawet w domu jeszcze taki plan, że nie będzie jeździć pod ziemią. Ale jednak. Po pierwszej jeździe stali się fanami :).
I miejsca pokochane od pierwszego wejrzenia - termalne baseny w Oberlaa. Miejsce z licznymi atrakcjami dla dzieci i starszych dzieci, i jeszcze starszych dzieci.





Zjeżdżalnia na oponach - byliśmy zachwyceni, Franio zasuwał sam, my z Julcią razem. Słabo widać, ale trzymam naszą oponę po wyjechaniu.





A wieczorem... Grinzing, winko i kurczak, piękna dzielnica, piękna, znana nam już winiarnia.


Julia byłą tak już padnięta, ale ledwo ją zawiązałam, to padła. w pokoju ją po prostu przebraliśmy w piżamę i spała dalej.
Przed Riesenradem - scenki z życia Wiednia. Tu polowanie.



Trochę strachu było, ale jednak Julcia też wyjrzała przez okienko.

A potem Prater!!!! Na początek tata i Franio na łańcuchach.
 

 







I drugi wieczór, znowu w naszym ulubionym miejscu ( po Praterze, na wniosek naszej żaby Julii był ponownie basen) - SalmBraeu

Co robiły nasze dzieci w oczekiwaniu na żarełko - rysowały scenki z Wiednia, tworząc książeczkę wakacyjną. A za nami siadła rodzina z trzylatkiem, dała mu tableta, słuchawki i grę - a on zerkał do Frania, co rysuje:).



I wieczorny Wiedeń, Julcik zasnęła w połowie drogi, więc tak sobie z nią szłam. Fra nie usnął i nie milkł prawie, pytania i obserwacje szalały.




Syn nas jakby... wyciął? A może tylko uciął :)
Ale katedrę przykadrował dobrze :)

I dzień trzeci. Najpierw Stadtpark - były kaczki! Karmili je! Fra mógł się przypatrywać! A trzy skośnookie panie podeszły do nas, dały dzieciom urocze papierowe origami - kwiat lotosu i opowiedziały o Falum Gong



 

Julcia bardzo chciała zjechać z tej zjeżdżali, ale bała się wejść. Odmówiłam pomocy, bo po prostu było dla mnie za wysoko, nie mogłabym jej zdjąć, musiała sama się poczuć pewna. No i Franio poprowadził ją po śladzie. Satysfakcja Julci - wielka, radość mamy z ich współdziałania - jeszcze większa :).

Wciąż nie mamy pojęcia, jak on wisiał. Ale wiemy, że był Polakiem:)
Schoenbrunn - bo jak inaczej. Ale naprawdę tam lubię. Żeby mieć coś nowego poszliśmy najpierw do powozowni (kareciarni).
Julcia chciała coś z Wiednia. Wybrała diadem - jak księżniczka, to księżniczka.








Labirynt
Podstępna ścieżka, zalewająca nogi
Napompować wody bujaniem? Tu się dało.
I fantastyczny plac zabaw.





Jak Wiedeń to jedzenie.
Apfelstudel...
... i inne pyszności.

Dzieci... zgodnie oprotestowały powrót do domu :):):).
Nasz kochany Wiedeń, z podróży poślubnej.
I oczywiście wszyscy chcemy tam znowu.