Dzień owszem męcząąąąąąąący. Na 8 starszych do kościoła, z Szymciem do
przedszkola - wszystko fajnie, ufff. Odebrać F. i J. (kościół jest obok
przedszkola). Do domu na chwilę. Fra na 10.30, z Julią na 11.30. Ma
panią, która jest mamą jej koleżanki przedszkolnej, zna ją, zadowolona.
Są klasą "czerwoną", ma chusteczkę (u nas I-III ma na II piętrze sale i
przez cały wrzesień noszą chustki ze swoim kolorem, jak są przebrani to
podchodzą na parterze do VI-klasisty trzymającego kwiat papierowy,
wielki, w ich kolorze i inne starszaki ich odprowadzają, żeby się na
spokojnie szkoły uczyli).
O 14.30 po Szyma i a do miasta na lody i dać tyty (chłopaki też, ale mniejsze). Potem F. na modelarstwo do DK, my jeszcze sklep i dom. Spakować tornistry, aaaaaaaaaaa gdzie ta wyprawka, ufff Ł. wrócił i powiedział.
Teraz opisałam 2 zeszyty do korespondencji, dokonałam upowaanień i chyba też walnę do łóżka.
O 14.30 po Szyma i a do miasta na lody i dać tyty (chłopaki też, ale mniejsze). Potem F. na modelarstwo do DK, my jeszcze sklep i dom. Spakować tornistry, aaaaaaaaaaa gdzie ta wyprawka, ufff Ł. wrócił i powiedział.
Teraz opisałam 2 zeszyty do korespondencji, dokonałam upowaanień i chyba też walnę do łóżka.