niedziela, 10 lutego 2013

W karnawale same bale

... myśmy byli najpierw na weselu kolegi, potem na balu. Potem zaczęły chodzić nasze dzieci. Każde z nich ma po 3 bale, a jeśli zrobią w domu, to będzie i czwarty:).

W tym roku Julinka zapragnęła być biedronką, a Franio trzymał się pomysłu podróżnika (Pampalini łowca zwierząt alias Livingstone). Kostiumy jak zawsze wykonane ręcami własnymi i zaprzyjaźnionymi, bardzo z nich byli zadowoleni. Jak Fra się w klasie przebierał to koledzy stali nad nim, co jeszcze z tej siaty wyjmie...:). Najbardziej podobała się luneta (ze "szkiełkiem"), co poniektórzy twierdzili, że naprawdę przybliża (tajemnicze właściwości plastiku z pudełka po ciastkach). Budulec do strojów:
Fra:
-skarpetki (babci)
- bluzka (mamy)
- spodnie (własne)
- szelki (dziadka)
- luneta (rolki po papierze toaletowym, masa papierowa i wspomniany plastik
- kapelusz - tektura i masa papierowa oraz sznur (wykonanie - ja, wsparcie techniczne - dziadek, zdobycia odpowiedniego sznura - tata)
- torba (prastara od młodszej siostry moich przyjaciółek, używana, gdy byłyśmy w podstawówce) + stare mapy (kartka papiery, torebka herbaty, farby)

Jul:
- rajstopy
- spódniczka i kołnierzyk (uszyte przez zaprzyjaźnioną ciocię-sąsiadkę - wymieniam w hurtowni: czerwona podszewka..., czarna flizelina..., czarna guma..., czerwona wstążka... A sprzedawaczyni na to: Będzie biedrona...). Kropki naprasowałam.
- bluzka (własna)
- czułki - opaska, drut i folia
- skrzydła - brystol i czarny papier. Brawurowy :) projekt (ja) i przełożenie go na technikę (dziadek). Tata na wsparciu, ponieważ kleiłam kropki, to zarobił ciasto na pączki angielskie. Pyszne były.

I proszę :))). Fajni, nie?