Środa oznacza, że nie trzeba iść do "pjaci". Siajo prezentuje ostatnio
przejawy etyki protestanckiej: osoba opuszcząca dom idzie albo do "Bozi"
albo do "pjaci".
Teraz już toleruje, że wychodzimy, zwłaszcza, gdy to mama wychodzi. Niechętnie, ale jednak przyjmuje, że idę i niedługo wrócę.
***
Dziadek opowiada: I oglądaliśmy tę książeczkę (zwierząta i ich dzieci) i pytam go, co to jest:
-Konik mama
-A to?
-Konik Siajo.
-A tu?
-Tot mama (kot) i tot Siajo.
:))
Siajo zasadniczo przyjmuje, że inne dzieci mają inne mamy, ale widocznie jest to wiedza słabo ukorzeniona. Jak mama to i ja!
środa, 18 października 2006
poniedziałek, 16 października 2006
Spanie
Spanie to zawsze była sprawa dość problematyczna. Tylko jako bardzo mały
człowiek Siaju spał dobrze. Potem został skowronkiem. Nakładem dużej
dozy desperacji (bo usypianie trwało już godzinę i dłużej) i
konsekwencji (tak tak, nie łamię się) i cierpliwości (wchodzenie,
głaskanie i tulenie, bo nie uznaję wypłakania się i wołania do
padnięcia) nauczyliśmy go zasypiać w łóżeczku, samemu i spokojnie. Ale w
nocy przychodzi do nas. I choć utrudnia to sen, to nie mam nic
przeciwko. Bo uwielbiam jak posapując zarzuca mi łapki na szyję. I jak
trzyma łapkę na policzku (to ulubiony gest przy piciu i zasypianiu). A
cała ta myśl stąd, że dziś sen nie chciał przyjść. Z łóżeczka oczywiście
nie wychodzimy, ale jak jest bardzo nie tak, to siadam i przysuwam
twarz, aby mógł przytulić rączkę. I choć bardzo mi było niewygodnie tak z
głową przycisniętą do szczebelków, to siedziałam. Bo w końcu kiedyś,
niestety nie za długo, nie będzie mnie aż tak potrzebował. Więc
korzystam :)).
Subskrybuj:
Posty (Atom)