Czy Jogobella mogłaby nam coś odpalić za reklamę?
Każdy jogurcik jest dobry:
-Siajo jogurcit chce mamusiu!
-Monta mamusiu pjosie!
-Attivię mamusiu bajdzo Siajo pjosi.
Wędruje do lodówki i sam sobie wyjmuje.
A to zdjęcie to:
Mama pracuje (bo się da).
Tekst muszę napisać buuu. z 30 stron. Nie lubię.
piątek, 13 kwietnia 2007
czwartek, 12 kwietnia 2007
Dialogi na cztery nogi
- Siaju chodź do nas.
-Nie mogę, jeśtem ziajęty.
- A co robisz?
-Nić
***
Siajo tu siądzie, na mamusi, z talerzem i tromecztą i będzie ogjądał.
Zawsze mnie precyzyjnie informuje - mamusiu podaj mi taleź z tromecztą. No bo w końcu istnieje taka możliwość, że go źle zrozumiem i dam sam talerz.
***
- Siaju, co tatuś robi
- Fit Fit.
[Tatuś Siaja gwiżdże]
-Nie mogę, jeśtem ziajęty.
- A co robisz?
-Nić
***
Siajo tu siądzie, na mamusi, z talerzem i tromecztą i będzie ogjądał.
Zawsze mnie precyzyjnie informuje - mamusiu podaj mi taleź z tromecztą. No bo w końcu istnieje taka możliwość, że go źle zrozumiem i dam sam talerz.
***
- Siaju, co tatuś robi
- Fit Fit.
[Tatuś Siaja gwiżdże]
wtorek, 10 kwietnia 2007
Wolne
Wolne niespodziewanie się przedłużyło i to do przyszłego wtorku.
Infekcja górnych dróg oddechowych. No okazja mało miła. Zwolnienie z
różnych przyczyn niezbędne, taką bardziej oczywistą jest niemożność
mówienia jutro ciurkiem 7 h z takim gardłem. Na przykład
Ja rzadko choruję, a jeszcze rzadziej mam zwolnienia (typowe dla mnie jest chorowanie w wolne), więc mam poczucie wagarów...
Rzecz jasna chorowanie z dzieckiem trudno nazwać komfortowym, w święta rodzina starałą się jak mogła, ale jutro wszyscy idą do pracy.
Mam nadzieję, że Maluch się nie zarazi. Tym bardziej, że ja to chyba od niego mam, więc może wirus tak w kółko nie pójdzie?
Ja rzadko choruję, a jeszcze rzadziej mam zwolnienia (typowe dla mnie jest chorowanie w wolne), więc mam poczucie wagarów...
Rzecz jasna chorowanie z dzieckiem trudno nazwać komfortowym, w święta rodzina starałą się jak mogła, ale jutro wszyscy idą do pracy.
Mam nadzieję, że Maluch się nie zarazi. Tym bardziej, że ja to chyba od niego mam, więc może wirus tak w kółko nie pójdzie?
niedziela, 8 kwietnia 2007
Świąteczna story
Pierwsze jaja pomalowaliśmy w Wielką Sobotę o 7. Już bowiem nie dało się wytrzymać. I tak przez poprzednie trzy dni Siajo tłumaczył nam, że już jest sobota. Jest dobry w kreacji rzeczywistości. Jak coś mu nie leży, to po prostu zaprzecza. Pracujemy nad tym. Z trudem.
Potem malowaliśmy jaja przy kawie. Wzory są niewątpliwie inspirowane abstracjonizmem. Twórca nie zdradza, co namalował, więc nie wiem, czy turczątka może? I jeszcze farbowaliśmy. A teraz je sukcesywnie zjadamy.
Dziś też chciał malować, ale potem również wyklejać i robić gwiazdki (taki jakby błyszczyk w płynie do ozdabiania laurek itp.), więc połączyliśmy chęci. Wykleiliśmy jajo w kilku kolorach. Naokoło ozdobione gwiazkami. Jak ktoś widział najbardziej jarmarczne zaproszenia na ślub np., to to coś w tym stylu akurat.
Franio był z tatą święcić (tylko z tatą, bo mama chora, całe święta siedzę w domu). Pomalutku, powolutku przekładamy zagadnienia religijne na poziom dwulatka. Niewątpliwie dla nas szalenie pouczające :)).
Mamusia i tatuś idą do duziej Bozi. Siajo idzie do małej Bozi.
Jutro Ł. przełoży jeszcze na jego poziom trochę zwyczajów ludowych i pewnie mnie poleją.
Subskrybuj:
Posty (Atom)