niedziela, 8 kwietnia 2007

Świąteczna story




Pierwsze jaja pomalowaliśmy w Wielką Sobotę o 7. Już bowiem nie dało się wytrzymać. I tak przez poprzednie trzy dni Siajo tłumaczył nam, że już jest sobota. Jest dobry w kreacji rzeczywistości. Jak coś mu nie leży, to po prostu zaprzecza. Pracujemy nad tym. Z trudem.

Potem malowaliśmy jaja przy kawie. Wzory są niewątpliwie inspirowane abstracjonizmem. Twórca nie zdradza, co namalował, więc nie wiem, czy turczątka może? I jeszcze farbowaliśmy. A teraz je sukcesywnie zjadamy.
Dziś też chciał malować, ale potem również wyklejać i robić gwiazdki (taki jakby błyszczyk w płynie do ozdabiania laurek itp.), więc połączyliśmy chęci. Wykleiliśmy jajo w kilku kolorach. Naokoło ozdobione gwiazkami. Jak ktoś widział najbardziej jarmarczne zaproszenia na ślub np., to to coś w tym stylu akurat.

Franio był z tatą święcić (tylko z tatą, bo mama chora, całe święta siedzę w domu). Pomalutku, powolutku przekładamy zagadnienia religijne na poziom dwulatka. Niewątpliwie dla nas szalenie pouczające :)).

Mamusia i tatuś idą do duziej Bozi. Siajo idzie do małej Bozi.

Jutro Ł. przełoży jeszcze na jego poziom trochę zwyczajów ludowych i pewnie mnie poleją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz