W grudniu Julcia zapragnęła chodzić na taniec do Domu
Kultury. Franio od września chodzi na zajecia plastyczne – poprosił, że chce na
coś, wybrał i miał. Julcia nie miała wtedy takowych pragnień, ale gdy Amelka z
przedszkola powiedziała, że ona i jej siostra Marysia chodzą, to po miesiącu
rozmyślań Julcia wystąpiła z prośbą. W grudniu prośba została odrzucona, bo a)
już trwał, b) były roraty, ale zasadniczo wyraziliśmy zgodę i podjęliśmy
działania skierowane na umieszczenie Julinki w grupie. W środę, 3 dni przed
wigilią (co jest w tej historii szalenie ważne) udałam się do pani. Zgodę
uzyskałam, ale również ku mojemu zresztą przerażeniu informację, że następne
zajęcia są 27 grudnia, czyli tuz po świętach i że Julcia ma PRZYNIEŚĆ BALETKI.
AAAAAAAAAA dwa dni robocze, gdzie nabyć te baletki? Pytanie zwerbalizowałam, a
miła pani udzieliła mi odpowiedzi, która obecnie ma już u nas w domu status
kultowej: Jak będzie Pani chodziła po centrach handlowych…. Ja, dwa dni przed
wigilią (zdecydowanie nie preferuję), po centrach w liczbie mnogiej (też nie
preferuję). Z centrum lubię lody, kawiarnię, księgarnię, ostatecznie sklep
dziecięcy. No sklep Tchibo. I taki sklep z rzeczami do domu, które raczej tylko
oglądam, bo niestety ceny nie na moje progi. I tak teraz rodzina radośnie rzuca
do mnie regularnie – jak będziesz… Wracając do baletek – kupiła nieoceniona
babcia, niestety były ciut za małe i po Nowym Roku i przeprowadzeniu wywiadu,
gdzież to się takowe rzeczy najlepiej kupuje, tatuś pojechał i nabył, różowe,
atłasowe, z kokardką – sam zachwyt. I tak do tygodniowego planu doszła
aktywność wtorkowa, wybywamy z Julcią i mama też ma się fajnie, bo 1,5 sobie
siedzi (w połowie jest przerwa, a poza tym takie maluszki jednak jeszcze czasem
musza siusiu itd.). Więc siedzimy z B., też mamą trójki, i gadamy, gadamy,
gadamy. A dodatkowo czego ja tam już nie robiłam: cerowanie, szycie guzików,
poprawianie egzaminów, szycie Misiuniowi sukienki, plecenie warkocza.
[Z warkoczem było tak. Uplotłam Franiowi warkocz z wełny,
jako uchwyt do toporka strażackiego. Julcia poprosiła też, ok., zrobiłam,
nieświadoma, jaki panna wiąże z nim plan. A ona zażyczyła sobie następnego dnia
doplecenia go do warkocza własnego i poszła tak do przedszkola. Z warkoczem
złotym, sięgającym za biodra. Jak relacjonowała pani M. wszystkie dzieci
musiały jej dotknąć.]
Raz musiałam wziąć Szymcia na tańce. Zapakowałam masę
książeczek i zabawek, i picie, ale przydało się tylko picie, bo tak to Szymuś spędził 1,5 h z głową
wetkniętą w drzwi do Sali, z zachwytem kontemplując podrygi dziewczynek.
Przez chyba 3 czy 4 tygodnie Julcia przed wejściem na salę
popadała w rozpacz. Zalewała się znienacka łzami, nie chciała wejść, ale
chciała być. Stosowała niepokojącą nas sztuczkę popularną wśród dziewczynkę w
średniakach – boli-mnie-brzuszek. Płakała jak sądzę, bo byłą rozdarta, z jednej
strony chciała uczestniczyć, z drugiej skorzystać z okazji, że mama jest tylko
dla niej. Na szczęście obecnie tańczy z radością, plan w czym pójdzie jest
ważnym elementem tygodnia. Tylko przegryzka na przerwę jest zazwyczaj
oczywista. I typowa dla romantycznych tancerek – kabanos.
No i tak... w maju wystąpiła na Dniach Wapienicy. Franiowa klasa też, więc najpierw krasnal - z piosenką Nasza mama zadumana - co to przypaliła zegarek taty - rozczulał mnie niezmiernie.
Wsparcie rodzeństwa
Wsparcie rodziców...
Inne przedszkole, ale tacy fajnie piraci :)
Świetlica
Wsparcie ogólnorodzinne
Zasłużone gratulacje
Nerwowe oczekiwanie
Do startu...
...gotowe... start. I zatańczyły:)
I wiadomo...