niedziela, 20 maja 2012

Pierwszy występ Julci



W grudniu Julcia zapragnęła chodzić na taniec do Domu Kultury. Franio od września chodzi na zajecia plastyczne – poprosił, że chce na coś, wybrał i miał. Julcia nie miała wtedy takowych pragnień, ale gdy Amelka z przedszkola powiedziała, że ona i jej siostra Marysia chodzą, to po miesiącu rozmyślań Julcia wystąpiła z prośbą. W grudniu prośba została odrzucona, bo a) już trwał, b) były roraty, ale zasadniczo wyraziliśmy zgodę i podjęliśmy działania skierowane na umieszczenie Julinki w grupie. W środę, 3 dni przed wigilią (co jest w tej historii szalenie ważne) udałam się do pani. Zgodę uzyskałam, ale również ku mojemu zresztą przerażeniu informację, że następne zajęcia są 27 grudnia, czyli tuz po świętach i że Julcia ma PRZYNIEŚĆ BALETKI. AAAAAAAAAA dwa dni robocze, gdzie nabyć te baletki? Pytanie zwerbalizowałam, a miła pani udzieliła mi odpowiedzi, która obecnie ma już u nas w domu status kultowej: Jak będzie Pani chodziła po centrach handlowych…. Ja, dwa dni przed wigilią (zdecydowanie nie preferuję), po centrach w liczbie mnogiej (też nie preferuję). Z centrum lubię lody, kawiarnię, księgarnię, ostatecznie sklep dziecięcy. No sklep Tchibo. I taki sklep z rzeczami do domu, które raczej tylko oglądam, bo niestety ceny nie na moje progi. I tak teraz rodzina radośnie rzuca do mnie regularnie – jak będziesz… Wracając do baletek – kupiła nieoceniona babcia, niestety były ciut za małe i po Nowym Roku i przeprowadzeniu wywiadu, gdzież to się takowe rzeczy najlepiej kupuje, tatuś pojechał i nabył, różowe, atłasowe, z kokardką – sam zachwyt. I tak do tygodniowego planu doszła aktywność wtorkowa, wybywamy z Julcią i mama też ma się fajnie, bo 1,5 sobie siedzi (w połowie jest przerwa, a poza tym takie maluszki jednak jeszcze czasem musza siusiu itd.). Więc siedzimy z B., też mamą trójki, i gadamy, gadamy, gadamy. A dodatkowo czego ja tam już nie robiłam: cerowanie, szycie guzików, poprawianie egzaminów, szycie Misiuniowi sukienki, plecenie warkocza.
[Z warkoczem było tak. Uplotłam Franiowi warkocz z wełny, jako uchwyt do toporka strażackiego. Julcia poprosiła też, ok., zrobiłam, nieświadoma, jaki panna wiąże z nim plan. A ona zażyczyła sobie następnego dnia doplecenia go do warkocza własnego i poszła tak do przedszkola. Z warkoczem złotym, sięgającym za biodra. Jak relacjonowała pani M. wszystkie dzieci musiały jej dotknąć.]
Raz musiałam wziąć Szymcia na tańce. Zapakowałam masę książeczek i zabawek, i picie, ale przydało się tylko  picie, bo tak to Szymuś spędził 1,5 h z głową wetkniętą w drzwi do Sali, z zachwytem kontemplując podrygi dziewczynek.
Przez chyba 3 czy 4 tygodnie Julcia przed wejściem na salę popadała w rozpacz. Zalewała się znienacka łzami, nie chciała wejść, ale chciała być. Stosowała niepokojącą nas sztuczkę popularną wśród dziewczynkę w średniakach – boli-mnie-brzuszek. Płakała jak sądzę, bo byłą rozdarta, z jednej strony chciała uczestniczyć, z drugiej skorzystać z okazji, że mama jest tylko dla niej. Na szczęście obecnie tańczy z radością, plan w czym pójdzie jest ważnym elementem tygodnia. Tylko przegryzka na przerwę jest zazwyczaj oczywista. I typowa dla romantycznych tancerek – kabanos.

No i tak... w maju wystąpiła na Dniach Wapienicy. Franiowa klasa też, więc najpierw krasnal - z piosenką Nasza mama zadumana - co to przypaliła zegarek taty - rozczulał mnie niezmiernie.

Wsparcie rodzeństwa
Wsparcie rodziców...
Inne przedszkole, ale tacy fajnie piraci :)

Świetlica
Wsparcie ogólnorodzinne





Zasłużone gratulacje
Nerwowe oczekiwanie
Do startu...
...gotowe... start. I zatańczyły:)



I wiadomo...