Pod wpływem ilustracji w książeczce na kolację Mama taszkę Siajowi jób, pjosie.
Poza tym piątek, a więc jest dobrze. A zarazem średnio bardzo, bo Ł.
znowu ma w planie ciepłe kraje na jakieś trzy tygodnie. A mój plan na
przyszły semestr wygląda mniej fajnie niż na ten. Ale na tym tle nie
mogę przesadnie narzekać, bo primo i tak nie muszę siedzieć tyle poza
domem, co w innych pracach, secundo, ten semestr krótszy jest.
A jeszcze średnio, bo coś. A na to nic się nie da poradzić, tylko cierpliwość.
A Siajo dziś do Dziadka, który w opcji tygrysa komunikował zamiar pożarcia wnuka:
Dzionko śniadanto byjo.
Fakt. Nie da się ukryć, że było i to dobre (wszyscy lubimy jajka).
A i jeszcze, to wreszcie kupiłam sobie patelnię teflonową. I wreszcie
smażenie placków było przyjemnością. Którą dziś uskuteczniałam. Znaczy
uskutecznialiśmy, bo Siajo asystował. Stojąc obok na krześle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz