Najpierw o wtorku:
***
Mój brat został mgr inż!!!!
***
Przedszkole po raz drugi
No więc, co było dość do przewidzenia, druga wizyta nie była tak ekscytująca, więc Siajo miał już swoją wizję.
Że mianowicie ja zostanę z nim w sali. bo z dziećmi to chciał się
bawić, owszem. No i jak wyszłam, to zaczął płakać. Nie tylko on, bo to
zaraźliwe, nie;)? Stanęłam na moment zupełnie bezradna, część babć i mam
skoczyło do sali, ja nie wiedziałam, co zrobić. Jak nie dam szansy
paniom, żeby go wciągnęły, to będziemy wchodzić x razy. Felusia
„pomogła”, kopnęła tak, że przypomniałam sobie, że zamierzałam lecieć do
toalety. Więc poleciałam.
[W szatni był jeszcze mój tata, więc jakby Siajo wyszedł, to był na miejscu...]
Jak wracałam, to płacz Frania był już „teatralny” (wszyscy, co mają
2-3 latki wiedzą:)) i za moment – cisza, spokój. Jak szedł na przerwę
śniadaniową, to był już w szampańskim humorze. I znowu na koniec czule
żegnał się z paniami.
Pani mnie podbudowała – dokładnie, właśnie, jak się nie udało wymusić, to wrócił do zasadniczej koncepcji Siajo jedzie bawić s dziećmi. Pani stwierdziła, że dobrze znam swoje dziecko . Miło tak coś usłyszeć, bo nie ukrywam, ciężko mi w takich akcjach, odruchowo to bym poleciała.
Dodatkowo rozpoznał koleżankę Ziuzię, mamusiu, była u nas na glilu – córką kolegi Ł. z pracy.
Po zajęciach opowiedział, ze trochę płakał za mną.
Ale byłam na zewnątrz, prawda?
Tat, byłaś. I Siajo się bawił.
Ciekawe, co będzie jutro?
I tylko jedno – dwie babcie i mama wymusiły przebywanie z dziećmi w
sali. I jak ja mam tłumaczyć Franiowi, że tu jest sala dla dzieci, skoro
część się nie stosuje? Mi też jest ciężko, jak płacze, ale nie każdy
płacz jest taki sam. Jedyny ojciec owszem najpierw wziął córkę, ale jak
się zorientował, ze awanturka się rozkręca i mała na maxa żądała,żeby
wszedł, pocałował, postawił i też wyszedł. Mała potem prowadziła pociąg.
To tak chyba lepiej nie?
Z tych babć, to już kolejny raz jedna z wnuczkiem szybko skończyli
zajęcia. Wnuczek wyszedł z nią, powiedział: Nie udało się dziś, idziemy
babciu. Zjedli bułę (babcia negocjuje przy jedzeniu) i poszli.
***
A dziś robiliśmy ludziti z tasztanów. Ten istny E.T. go home z
prawej, to prawie prawie Siajo sam zrobił. Znaczy wykonał wszystkie
czynności, a ja je tylko poprawiałam:).
I jeszcze ciasto, bo tak ponuro za oknem. Siajo układał śliwki, a potem też trochę kratkę turlał.
Ponieważ dobrze się nam w kuchni siedziało, hurtem zjedliśmy drugie
śniadanie, obrałam ziemniaki, które Franio podawał i poszatkowałam
kapustę do obiadu.
Jat ciasto jobisz mamusiu?
[Bo przepis mojej mamy zakłada, ze poszatkowaną, z cebulą i solą się
trochę gniecie i zostawia. I robiłam to na blacie, jak ciasto,
faktycznie.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz