Adwent jak zawsze dał nam spoooro pracy, tym bardziej, że wyzwaniem był też Maleńki dodany nam do rodziny. Najtrudniej było zorganizować roraty, tu dziadek stanął dzielnie na wysokości zadania, a i tata się mocno udzielił. Na trzy tygodnie zmieniliśmy Julci basen na późniejszy. Franio w środę biegł ze szkoły, szybko lekcje, potem plastyka, z niej urywał się ciut, roraty i prosto na swój basen. Napisaliśmy kartki, zrobiliśmy ozdoby ( w tym roku hitem był filc), upiekliśmy pyszności.
Mimo nawału działań było jak trzeba - spokojnie i ukierunkowane na właściwy cel. Zadania z kalendarza adwentowego zrobione. Galerie handlowe omijane szerokim łukiem.
Trochę ja sobie adwent psułam, bo psychika wariuje mi i miałam swoje jazdy wewnętrzne. Ale dzieci przywróciły mnie do pionu.
I wreszcie!
Tradycjnie jasełka nasze. Tym razem pokłon Trzech Króli.
Jasiek - obsadzony przez Julię w roli Dzieciątka zagrał brawurowo.
Królowie przybyli, nawet kadzidło jest (leży). Król Sz. wręcza złoto i mirrę w pudełku.
Królowie na bogato, obciążeni pierścieniami...
Aniołek się sprawił i góra prezentów się pojawiła.
A potem już kolędy, światełka na choince, ciepła ciałko dziecka coraz cięższe i cięższe w miarę jak zasypiało -najpierw padła Julcia, potem Szymcio i Jaś, na końcu Franio.
Dziękuję Bogu i za nasze dziecko pod choinkę i za starszych i za rodzinę i cały ten czas.
Filcowe ozdoby - czad! W przyszłym roku idziemy w filc :-)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie polecam. Chłopakom powinno się podobać:).
Usuń