... się trochę frustrowała, bo ma dwójkę maluszków i ledwo żyje, a wszędzie wokół jakby oceany kreatywności z dziećmi.
Ja frustruję się milionem rzeczy, tym już nie.
To była moja odpowiedź i wnioski:
- mając maluchy jak Ty nie miałam z nimi żadnych dodatkowych zajęć, nie
miałam też takich planów, trochę basen, F. jak miał kilka miesięcy
więcej niż H. teraz, chodził do domu kultury 2 x w tygodniu na zajęcia 3
h.
- czasem nie gotowałam obiadu, bo się nie dało,
- o innych rzeczach, których nie robiłam szkoda gadać i miewałam oczywiście zjazdy humoru.
Jako wielomama:
- jedyny serial jaki oglądam, to Ojciec Mateusz, oglądam go z dziećmi noooo.
- czytam, bo czytam wszędzie i zawsze, np. dziś Szym o logopedy, to ja mam 25 minut czytania zanim mnie zawołają, czytam czasem koło nich też. Nie czytam literatury wymagającej, no nie. Zawodową osobno jednak.
- im czytam, bo mamy wieczorny rytuał, czytany w jazdach i czekaniach no
i w dziurach domowych, ich literatura jest świetna i ja też ją lubię
- zajęcia - generują się same stety niestety - poza basenem, całą resztę
mam bardzo blisko w trójkącie: szkoła (wiadomo), przedszkole (j.w.),
kościół (obok przedszkola, 10 min piechotą od szkoły, f. jest
ministrantem), dom kultury (minuta od szkoły).
- zajęcia okazjonalne szukam tak, by każdy się tam mieścił, lub część, a
wtedy drugiej części oferuję inne. Walczę, by nie było ich za dużo.
- w kinie bywam raz na pół roku, szczęśliwie dobry Bóg obdarzył mnie
zamiłowaniem, do bywania na piknikach, jarmarkach, doświadczeniach i
innych rzeczach, gdzie bywam z dziećmi, większość rozrywek mamy razem z
dziećmi,
- korzystam z tego, jak ktoś chce mi pomóc - z koleżankami wzajemnie
przeprowadzamy swoje dzieci na zajęcia, zwozimy na roraty, itp. jak mama
czy tata chcą pobyć z Jasiem, to idę ze starszakiem i spędzam czas z
nim, korzyść, bo np. nie budzę, żeby iść/jechać po starszych. Walczę z
ambicją, jak to ja siama siama wszystko. To nie jest nic dobrego, choć
czasem nie ma innego wyjścia. Ja pomogę komuś innemu.
-wielomama ma jednak już dzieci różnowiekowe - oni bawią się nieraz sami ze sobą, wtedy coś robię lub czytam z kawką,
- aaaa F. i Jul potrafią już mi kawę zrobić .
- śpię dość mało jednak
- czasem spektakularnie nie wyrabiam, plączę terminy, biegam tam a siam i
wypłakuję się mężowi w rękaw lub słuchawkę, potem podnoszę koronę i
zasuwam dalej.
Co do mijania dni - tak to jest sprawa. Co ja robię - staram się każdego
dnia mieć coś z każdym dzieckiem - gra, książka, zabawa, wyjście,
wspólny film, gotowanie, pieczenie, łyżwy, sanki, rower, różnie. Nie
zawsze pojedynczo, gram z 2 lub 3 np. lub nawet i 4 naraz, Janiu
symbolicznie. Wtedy mam poczucie, że dzień ok. Nie zawsze wychodzi, ale
żeby bilans było na plus.
Planuję różne działania - np. adwentowe, postne, zadanka, projekty - nie zawsze wychodzą, ale mam w zanadrzu działania.
I to ostatnie daje mi właśnie brak frustracji - jak co dzień COŚ zrobimy, ale nie musi być wielkie.
Pakier opakowaniowy własnoręcznie stemplowany - wczoraj (i jutro w planie na kolejne urodziny).
Przejażdżka na rowerach i znalezienie wszystkich wiosennych kwiatów (bo i zawilce, i złocienie, i pierwiosnki i nawet już kaczeńce) - dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz