chłopców, czyli recepta na to, jak nie wypić kawy z koleżanką. Jak
spotykałyśmy się parę miesiecy temu to dwa tobołki mało lub średnio
ruchliwe leżały na tapczanie / siedziały na ziemi. Traz wygląda to tak.
Idziemy na spacer. W połowie, któryś już nie chce być w wózku. jak mój
misiu to póki co na ręce. Wczoraj był to drugi Misiu - będzie szedł sam.
Kierunek mamy nigdy nie pokrywa się z kierunkiem syna. Walczymy. Spacer
kończy się, że dziecko przyniesione jest pod pachą. Potem ja stawiam
wodę na kawę, a M. próbuje dopilnować obydwu, haha. Robimy kawę, kroję
ciasto, stawiam na stole. Maluchy zajmują strategiczne pozycje i jakiś
czas wyjadają nam jabłka i kawałki szarlotki. Potem chyba dochodzą do
wniosku, że koniec i chcą posprzątać filiżanki. Stoją zawsze z dwóch
stron stołu, wiec rozpaczliwie przesuwamy zastawę, próbując oddalic od
paluszków...
A jednak i wypiłyśmy, i zjadłyśmy. Przystosowanie Matek do środowiska i sytuacji jest ogromne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz